piątek, 6 marca 2015

"Dom z witrażem" Żanna Słoniowska
Wydawnictwo Znak literanova
Wyd. 2015







  Wiele jest opisów rewolucyjnych przełomów, epokowych zmian przedstawianych z różnych punktów widzenia, jednak zawsze najciekawsze i najbardziej przejmujące wydaje się ujęcie tematu od strony zwykłych ludzi. Tych, których nurt zdarzeń porywa czy tego chcą, czy nie, dotyka w sposób bezpośredni, odciska piętno na ich codzienności, niejednokrotnie obracając ją w ruinę i pasmo udręk, niszcząc rodziny, plany, marzenia, nawet te najbardziej przyziemne. Zmuszając do stawienia czoła rzeczywistości, radzenia sobie z tym co tu i teraz. A człowiek jak się okazuje, ma olbrzymie zdolności adaptacyjne, wiele jest w stanie udźwignąć, wiele znieść, ale ma też w sobie ogromną tęsknotę za wolnością, czasem stłamszoną, zdeptaną, głęboko skrywaną, jednak ciągle obecną, z której może się zrodzić wewnętrzny bunt, niezgoda na zniewolenie i terror, a wraz z nimi chęć i próba walki o inne, lepsze życie.

  „Dom z witrażem“ to opowieść o czterech pokoleniach kobiet, ich niełatwych wzajemnych relacjach i losie wplecionym w historyczną zawieruchę. Obraz babek, matek, córek, wszystkie noszą w sobie pejzaż dramatycznych doświadczeń, które je ukształtowały i bolesnych wspomnień, które z fragmentów składają się w całość, jak witraż, zdobiący klatkę schodową zamieszkiwanej przez nie kamienicy. Naznaczone utratą krewnych i ciągłym lękiem o to, co przyniesie jutro - czy „oni“ nie przyjdą znów, by skrzywdzić - starają się sprostać sytuacji w jakiej się znalazły. Każda po swojemu próbuje budować swój świat, żyć, kochać, radzić sobie z bólem i osamotnieniem, odnajdywać swoje miejsce w otaczającej je przestrzeni. Jest też sztuka, która gdzieś z boku ciągle im towarzyszy, będąca czymś w rodzaju skrawka wolności, ucieczką od podłych realiów, formą odreagowania, niemal terapii, przynosi ukojenie i radość. Wszystko to dzieje się na Ukrainie, we Lwowie,  mieście którego każdy mur, zaułek, każda kamienica czy pomnik kryje w sobie zapis minionych lat, wart odkrywania i ocalenia, ku pamięci lecz i ku przestrodze. Ślady historii, burzliwej i skomplikowanej obecne są na każdym kroku, a ta opowieść ciągle się toczy i wciąż nie ma szczęśliwego zakończenia...

  Autorka posługuje się nietuzinkowym stylem pisania, operuje bardzo plastycznym, barwnym językiem. Opowiada obrazami, dźwiękami, ożywia tym samym każdy przedmiot, fragment budynku, nadaje im niemal magiczne znaczenie, nawet śmierć jest tu konstrukcją z obrazów. Można odnieść wrażenie, że w ten sposób oswaja tę zgrzebną i brutalną rzeczywistość, czyniąc ją bardziej przyswajalną, łatwiejszą do zniesienia. Jakby widzianą oczami dziecka, które próbuje zrozumieć świat tłumacząc sobie to, co trudne do ogarnięcia i nieprzyjazne, na swój szczególny sposób. A przy tym, wszystko jest bardzo realistyczne, sugestywne, trafia w samo sedno spraw. Okazuje się że wcale nie trzeba dobitnych słów i ostrego języka, aby to co istotne, zostało czytelnie przekazane. Nie jest to lektura, w której akcja pędzi w zawrotnym tempie, a jednak z każdą stroną ten stworzony z impresji i epizodów świat, wciąga i intryguje. Powieść w kontekście dramatycznych wydarzeń toczących się od roku na Ukrainie, zyskuje szczególną wymowę i nabiera mocy, bo rzeczywistość pisze ciąg dalszy. Jednocześnie treść ma też wymiar uniwersalny, potrzeba szeroko pojętej wolności, niepodległości, poczucia bezpieczeństwa, tkwi w człowieku bez względu na to pod jaką szerokością geograficzną przyszło mu żyć, chęć zmian i otwierania się na świat stanowi motywację do działania. Żanna Słoniowska napisała powieść niezwykłą, nie z tych lekkich, łatwych i przyjemnych, natomiast na pewno znaczącą i ciekawą, z tych, które dają do myślenia i nie ulatują z głowy wraz z zamknięciem ostatnich stron, coś ku refleksji.


1 komentarz: