wtorek, 31 marca 2015

"W cieniu" A. S. A. Harrison
Wydawnictwo Znak literanova
Wyd. 2015





  Jak to się dzieje? Gdzie jest początek końca? Jak powstaje niewidzialny mur, który dwoje niegdyś bardzo bliskich sobie ludzi zaczyna od siebie odgradzać? Rośnie w siłę niepostrzeżenie, aż pewnego dnia jest tak wielki, że oni niemal się nie widzą, nie słyszą, choć ciągle obok siebie są, trwają, wszystko wygląda zwyczajnie. Wykonują rutynowe czynności automatycznie, instynktownie, bez zaangażowania, są gesty, słowa, dobrze znane codzienne rytuały, z pozoru wszystko jest w porządku, ale to już nie to... Temperatura uczuć będących siłą napędową związku spada do zera, pojawia się za to inny rodzaj napięcia, które ma bezwzględnie destrukcyjną moc. Stopniowo zmienia się optyka, przewidywalność nuży, zalety partnera blakną i nikną z pola widzenia, wady nabierają ostrych barw, drobiazgi dawniej przyjmowane z pobłażliwym uśmiechem zaczynają irytować, zranione uczucia i niewypowiedziane żale uwierają coraz mocniej, gaśnie zaufanie, wzmaga się niechęć i frustracja, rodzi się nienawiść. A potem jest już tylko gorzej, emocje, przez lata tłumione i skrywane za fasadą pozornie udanego pożycia, uładzonych, poprawnych relacji, w końcu muszą znaleźć ujście...

  Todd i Jodi tworzą związek od dwudziestu lat. Są dobrze sytuowani, ona pracuje jako terapeutka, chętnie zajmuje się domem, czasem spotyka z przyjaciółkami, jest spokojną, bardzo uporządkowaną osobą. On natomiast prowadzi własną firmę w branży budowlanej, jest niemal całkowicie pochłonięty pracą, która wydaje się być jego największą pasją i wypełnia mu przeważającą część dnia, czasem spotyka się przy piwie z kumplem, ma też dość kłopotliwe „hobby", mianowicie - zdrady, nie jedna, nie dwie, po prostu notoryczne. Na ten temat ma jasne przekonania: „Monogamia nie jest dla mężczyzn." - tej zasadzie jest wierny i według niej postępuje. A ona? O zdradach wie niemal wszystko, w swojej profesji styka się z tym problemem na co dzień u pacjentów, którym stara się pomagać, ma też osobliwe spojrzenie na własną sytuację:

"Oboje wiedzą, że romansuje. On wie, że ona wie, ale chodzi o to, że pozory, te bardzo ważne pozory muszą zostać zachowane, trzeba stwarzać złudzenie, że wszystko jest w porządku i nie ma żadnych problemów. Dopóki prawda nie zostanie otwarcie zadeklarowana, jego odpowiedzi są wymijające i pełne eufemizmów, dopóty wszystko działa bez zarzutu i na powierzchni panuje spokój, mogą dalej żyć jak zwykle...“

I to jest właściwie kwintesencja tego związku, trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko tu jest udawane: szczęście, miłość, satysfakcja, zaufanie. To parawan, za którym kryje się zupełnie inna, mniej przyjemna rzeczywistość: zranione uczucia, liczne rozczarowania, osamotnienie i nieustannie tłumione, ogromne pokłady gniewu. Nieznośna jest ta gra pozorów, stan zawieszenia w chorej sytuacji, tak jak i oni oboje: Jodi ze swoją dystyngowaną pobłażliwością i stoickim spokojem, przyjmująca wszystko bez mrugnięcia okiem oraz Todd beztrosko i całkowicie bezrefleksyjnie folgujący swoim popędom. Ten układ jest jak tykająca bomba i nie może skończyć się dobrze... Ostatecznie, czy po latach ustępstw i znoszenia upokorzeń,  ona może tak po prostu odpuścić, gdy on chce zburzyć ten misternie tworzony, poukładany świat i odejść do młodszej? Oczywiście - nie, nie zamierza poddać się bez walki.

  „W cieniu“ to nieprawdopodobnie gorzkie spojrzenie na relacje w związku, na to jak z biegiem lat, błędy, zadawane sobie wzajemnie rany i przemilczane żale, kumulują się, aż pewnego dnia osiągają rozmiary tak przytłaczające, że nieuchronnie musi dojść do przesilenia, do jakiejś wielkiej katastrofy. Autorka przedstawia ten proces z chirurgiczną precyzją, krok po kroku, budując napięcie, które udziela się czytelnikowi. Lektura wciąga do świata porażającego kontrastem, niby normalnego, dostatniego, pełnego piękna i luksusu, a tak naprawdę niemożliwie mrocznego i przygnębiającego, podszytego całą gamą negatywnych emocji i szalonej hipokryzji. Harrison stworzyła świetny thriller psychologiczny, ze zdecydowanym naciskiem na warstwę psychologiczną, która naprawdę daje do myślenia. Pochłania się tę historię z niepokojem wypatrując dalszego obrotu spraw, bo jest równie fascynująca, co przerażająca. Lecz wcale nie dlatego, że leje się tam krew czy rozgrywają dantejskie sceny, nic z tych rzeczy, znacznie większe wrażenie robi celnie odmalowany obraz tego, jak w sposób kulturalny i estetyczny, ludzie sami sobie potrafią robić krzywdę, stworzyć piekło na ziemi, w którym pławią się odgrywając swoje perfekcyjne role, przybierając maski i pielęgnując złudzenia. Autorka zaskakuje trafnością obserwacji, jest w tej książce sporo mądrych spostrzeżeń odnoszących się do relacji damsko - męskich i mechanizmów jakie nimi rządzą oraz podejścia do życia, co bardzo cenne jest to przedstawione z dwóch, odmiennych punktów widzenia. Ciekawy jest też wątek wpływu dzieciństwa i rodzinnego domu na ukształtowanie człowieka, skutków jakie te wczesne doświadczenia powodują w dorosłym życiu. Jednak czy aby na pewno wszystko można w ten sposób wyjaśnić i usprawiedliwić? Te i wiele innych dylematów serwuje A.S.A Harrison w powieści „W cieniu“, ja więcej nie zdradzę, za to z czystym sumieniem polecam lekturę.
 

poniedziałek, 23 marca 2015

"Anioł śmierci" Lucia Puenzo
Wydawnictwo Replika
Wyd. 2014





  Dobry thriller musi mieć swojego negatywnego bohatera, który przeraża i intryguje, budzi emocje i działa na wyobraźnię. To musi być ktoś, kogo nie chciałoby się spotkać na swojej drodze nigdy w życiu, co najwyżej na kartach książki. Autor może taką postać stworzyć, wymyślić od początku do końca, ale może też sięgnąć do zasobów najciemniejszych postaci w dziejach ludzkości. A tam urodzaj, pod dostatkiem morderców, dewiantów, wszelkiego typu szaleńców z realną liczbą ofiar na koncie oraz dokonaniami, które przekraczają granice wyobraźni i budzą trwogę. Lucia Puenzo z tej bogatej palety wybrała Josefa Mengele, jednego z najbardziej znanych zbrodniarzy hitlerowskich Niemiec, który zasłynął swoją działalnością w obozie Auschwitz, w okresie drugiej wojny światowej. Jednym skinieniem posyłał dziesiątki ludzi na śmierć, dokonywał bestialskich eksperymentów i praktyk pseudomedycznych, rzeczy, o których nie sposób czytać spokojnie, tak bardzo są szokujące. Zyskał tym sobie przydomek „Anioł Śmierci“, choć określenie - potwór - wydaje się zdecydowanie bardziej trafione. Niestety nigdy nie został osądzony i ukarany.

  Jest rok 1960, Argentyna, przypadkowo poznany niemiecki lekarz, genetyk przyłącza się do rodziny z trójką dzieci, przemierzają razem Patagonię. Oni podróżują by dopełnić sprawy spadkowe, on natomiast jest nazistowskim zbrodniarzem, zmierzającym do bezpiecznej przystani, gdzie będzie mógł się ukryć, jednak o tym jego towarzysze nie mają pojęcia. Mężczyzna wkrada się w ich łaski, zdobywa sympatię i zaufanie. Ogromne zainteresowanie Josefa wzbudzają kaleka dziewczynka Lilith, a także jej matka będąca w bliźniaczej ciąży. Jako lekarz oferuje pomoc, udaje troskę, mami nadzieją skutecznego leczenia, jednak jego intencje wcale nie są tak szlachetne jak deklaruje...

  „Anioł śmierci“ to powieść, która nie pozostawia czytelnika obojętnym, porządnie szarpie nerwy i emocje. Zestawienie ufnych, niczego nieświadomych, bezbronnych ludzi z osobnikiem bezwzględnym, będącym w stanie zrobić wszystko dla swoich szalonych idei, jest poruszające. Atmosfera niepokoju i narastającego zagrożenia jest w tej opowieści ciągle obecna, niemalże namacalna. Wprowadzenie realnej postaci nadaje całej historii ogromnej mocy, bo jakkolwiek fabuła jest wymyślona, to przecież w jakiejś mierze prawdopodobna. Kto wie jak potoczyły się losy Mengele i jak wiele złego - choć na pewno nie na tak wielką skalę jak w czasie wojny - człowiek ten jeszcze mógł uczynić tym, którzy mieli nieszczęście się z nim zetknąć. Trudno uwierzyć, że jego chore fascynacje tak po prostu zniknęły, a okrutny charakter i pogarda dla niedoskonałego istnienia ludzkiego uległy radykalnej zmianie. Tak czy inaczej, zabieg ten autorce udał się znakomicie, przedstawione wydarzenia są bardzo sugestywne i dają do myślenia. Interesujący jest też wątek tego jak sprawnie naziści się ukrywali i jak doskonale radzili sobie w krajach Ameryki Południowej w latach powojennych. Przygnębiająca jest przy tym refleksja, że tak wielu z nich uniknęło odpowiedzialności i wiedli w sumie spokojne życie, na jakie z całą pewnością nie zasługiwali. Jeśli miałabym jakieś zarzuty co do treści, są tam pewne niedopowiedzenia, niewyjaśnione do końca wątki, które pozostawiają niewielki niedosyt, być może było to celowe pozostawienie furtki czytelnikowi, zachęta do snucia domysłów. Jednak co do całości, muszę przyznać - robi wrażenie, jest dobry temat, ciekawie opowiedziany, mroczny klimat i cała masa emocji - takie książki warto czytać, a po lekturze jestem bardzo ciekawa ekranizacji.

piątek, 6 marca 2015

"Dom z witrażem" Żanna Słoniowska
Wydawnictwo Znak literanova
Wyd. 2015







  Wiele jest opisów rewolucyjnych przełomów, epokowych zmian przedstawianych z różnych punktów widzenia, jednak zawsze najciekawsze i najbardziej przejmujące wydaje się ujęcie tematu od strony zwykłych ludzi. Tych, których nurt zdarzeń porywa czy tego chcą, czy nie, dotyka w sposób bezpośredni, odciska piętno na ich codzienności, niejednokrotnie obracając ją w ruinę i pasmo udręk, niszcząc rodziny, plany, marzenia, nawet te najbardziej przyziemne. Zmuszając do stawienia czoła rzeczywistości, radzenia sobie z tym co tu i teraz. A człowiek jak się okazuje, ma olbrzymie zdolności adaptacyjne, wiele jest w stanie udźwignąć, wiele znieść, ale ma też w sobie ogromną tęsknotę za wolnością, czasem stłamszoną, zdeptaną, głęboko skrywaną, jednak ciągle obecną, z której może się zrodzić wewnętrzny bunt, niezgoda na zniewolenie i terror, a wraz z nimi chęć i próba walki o inne, lepsze życie.

  „Dom z witrażem“ to opowieść o czterech pokoleniach kobiet, ich niełatwych wzajemnych relacjach i losie wplecionym w historyczną zawieruchę. Obraz babek, matek, córek, wszystkie noszą w sobie pejzaż dramatycznych doświadczeń, które je ukształtowały i bolesnych wspomnień, które z fragmentów składają się w całość, jak witraż, zdobiący klatkę schodową zamieszkiwanej przez nie kamienicy. Naznaczone utratą krewnych i ciągłym lękiem o to, co przyniesie jutro - czy „oni“ nie przyjdą znów, by skrzywdzić - starają się sprostać sytuacji w jakiej się znalazły. Każda po swojemu próbuje budować swój świat, żyć, kochać, radzić sobie z bólem i osamotnieniem, odnajdywać swoje miejsce w otaczającej je przestrzeni. Jest też sztuka, która gdzieś z boku ciągle im towarzyszy, będąca czymś w rodzaju skrawka wolności, ucieczką od podłych realiów, formą odreagowania, niemal terapii, przynosi ukojenie i radość. Wszystko to dzieje się na Ukrainie, we Lwowie,  mieście którego każdy mur, zaułek, każda kamienica czy pomnik kryje w sobie zapis minionych lat, wart odkrywania i ocalenia, ku pamięci lecz i ku przestrodze. Ślady historii, burzliwej i skomplikowanej obecne są na każdym kroku, a ta opowieść ciągle się toczy i wciąż nie ma szczęśliwego zakończenia...

  Autorka posługuje się nietuzinkowym stylem pisania, operuje bardzo plastycznym, barwnym językiem. Opowiada obrazami, dźwiękami, ożywia tym samym każdy przedmiot, fragment budynku, nadaje im niemal magiczne znaczenie, nawet śmierć jest tu konstrukcją z obrazów. Można odnieść wrażenie, że w ten sposób oswaja tę zgrzebną i brutalną rzeczywistość, czyniąc ją bardziej przyswajalną, łatwiejszą do zniesienia. Jakby widzianą oczami dziecka, które próbuje zrozumieć świat tłumacząc sobie to, co trudne do ogarnięcia i nieprzyjazne, na swój szczególny sposób. A przy tym, wszystko jest bardzo realistyczne, sugestywne, trafia w samo sedno spraw. Okazuje się że wcale nie trzeba dobitnych słów i ostrego języka, aby to co istotne, zostało czytelnie przekazane. Nie jest to lektura, w której akcja pędzi w zawrotnym tempie, a jednak z każdą stroną ten stworzony z impresji i epizodów świat, wciąga i intryguje. Powieść w kontekście dramatycznych wydarzeń toczących się od roku na Ukrainie, zyskuje szczególną wymowę i nabiera mocy, bo rzeczywistość pisze ciąg dalszy. Jednocześnie treść ma też wymiar uniwersalny, potrzeba szeroko pojętej wolności, niepodległości, poczucia bezpieczeństwa, tkwi w człowieku bez względu na to pod jaką szerokością geograficzną przyszło mu żyć, chęć zmian i otwierania się na świat stanowi motywację do działania. Żanna Słoniowska napisała powieść niezwykłą, nie z tych lekkich, łatwych i przyjemnych, natomiast na pewno znaczącą i ciekawą, z tych, które dają do myślenia i nie ulatują z głowy wraz z zamknięciem ostatnich stron, coś ku refleksji.


wtorek, 3 marca 2015

"Upadłe Damy II Rzeczpospolitej" Kamil Janicki
Wydawnictwo Znak
Wyd. 2013



   
  Podczas lektury tej książki ciśnie się na usta cytat z klasyka: „Bo to zła kobieta była“. Kamil Janicki pokusił się o zebranie historii kilku „Upadłych Dam II Rzeczpospolitej“, zbrodniarek, intrygantek, szantażystek, niewiast bezwzględnie i brutalnie - nawet po trupach - dążących do celu. Można rzec śmiało, że włos się jeży, gdy czytelnik zaznajamiania się z ich poczynaniami. Etykieta, normy społeczne, prawo? Nic z tych rzeczy, żadnej z nich nic takiego nie mogło stanąć na drodze, doskonale wiedziały czego chcą i w tym kierunku zmierzały, nie bacząc na konsekwencje.

  Nie mogło w publikacji zabraknąć krótkiej wzmianki o najgłośniejszym wówczas przypadku Rity Gorgonowej, która została skazana za zabójstwo nastoletniej córki swojego konkubenta, sprawa tym bardziej intrygująca, że powraca współcześnie na skutek działań spadkobierczyń, które chcą kobietę zrehabilitować, tak więc niewykluczone, że ciąg dalszy nastąpi. Pojawiła się też panna Maria Lewandowska, szantażystka z Poznania, która pomysłowością i sprytem, także w wodzeniu za nos śledczych, niektórym mogłaby nawet zaimponować. Jest i Zyta Woroniecka, która z pomocą rewolweru rozprawiła się z niewiernym narzeczonym, jest Maria Zajdlowa - dzieciobójczyni i inne. Wszystkie te różnorodne sprawy łączy jedno - skupiały uwagę i rozbudzały emocje tłumów, ale przede wszystkim obnażały rozmaite patologie i moralne zepsucie, skrywane pod płaszczykiem sztywnych zasad i konwenansów.

  Autor wykonał solidną pracę zbierając materiały, przeglądając archiwa, poszukując informacji, zdjęć, dokumentów oraz publikacji prasowych z tamtych lat i wszystko to w książce znakomicie wykorzystał. Całość okraszona jest fotografiami, cytatami, przedrukami pism, rycin czy notatek z gazet. Jednocześnie wszystkie historie są tak skomponowane i spisane w na tyle przystępnej formie, że czyta się je niemal jak prozę kryminalną z wątkiem obyczajowym. Fakt, że podejmowane tematy i ich szczegóły mają oparcie w rzeczywistych wydarzeniach jest tu niewątpliwym walorem. To nie tylko zbiór ciekawych opowieści o kobietach i ich występkach, ale też interesujący obraz społeczeństwa, stosunków międzyludzkich, podszytych hipokryzją i demoralizacją, bogaty zarys tamtych czasów, bardzo istotnych w dziejach Polski. To książka zarówno dla miłośników literatury faktu, jak i dla osób ceniących historie kryminalne oraz po prostu ciekawą, wciągającą lekturę. Nie sposób też nie zauważyć i nie docenić pięknego wydania, tom jest częścią większej serii zatytułowanej „Prawdziwe historie“ i jest to niewątpliwie dopracowane w każdym szczególe cacko. Warto po nie sięgnąć i wybrać się w pasjonującą podróż do II Rzeczpospolitej, by odkryć mroczne oblicze niektórych ówczesnych dam, a przy okazji kilka prawd o tamtych czasach.

poniedziałek, 2 marca 2015

Diane Chamberlain "Milcząca siostra"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Wyd. 2015
 



  Kłamstwa, małe, duże, te całkiem niewinne i te o większym ciężarze gatunkowym mają ogromną moc i wpływ na ludzkie losy, bywa, że chronią przed niepotrzebnym cierpieniem, ale często ich skutek bywa odwrotny od zamierzonego i bardzo dotkliwie ranią... Te, które opowiadane latami bronią dostępu do rodzinnych tajemnic, są jak pajęcza sieć, która oplata bliskich sobie ludzi i wbrew pozorom wcale ich nie jednoczy, nie umacnia i nie zacieśnia wzajemnych więzi. Przeciwnie, niepostrzeżenie niszczy je i wypacza, powoli, lecz bardzo konsekwentnie burzy wzajemne zaufanie, rodzi frustracje, poczucie krzywdy i zagubienia. Jak w matni trzyma wszystkich w ryzach zafałszowanej rzeczywistości, wbrew rozumowi, pamięci i wszelkim wspomnieniom. Im dłużej to trwa, im więcej łgarstw - choćby najlepszymi intencjami podyktowanych - wpisanych jest w codzienność, tym bardziej bolesnym staje się odkrywanie prawdy, gdy pewnego dnia te delikatne nici zaczynają pękać i odsłaniać zupełnie inny, zaskakujący obraz. Gdy okazuje się, że cały fundament, na którym budowane były wyobrażenia o krewnych, poczucie własnej tożsamości, przynależności, zaczyna się rozpadać, nic już nie jest pewne. Są tylko dziesiątki pytań oraz totalny chaos w głowie i w życiu. Diane Chamberlain zręcznie ten motyw wykorzystała.


  Dwudziestopięcioletnia Riley przyjeżdża do rodzinnego domu w New Bern uporządkować sprawy spadkowe po śmierci swojego ojca. Czuje się przytłoczona i bardzo osamotniona, nie ma już niemal nikogo poza starszym bratem Danny’m, który na skutek wojennych doświadczeń w Iraku cierpi na problemy psychiczne, unika ludzi i żyje w lesie, w niewielkiej przyczepie kempingowej. Kiedyś byli sobie bardzo bliscy, ale teraz trudno im się porozumieć, kontakty z nim są jak stąpanie po polu minowym, nigdy nie wiadomo kiedy nastąpi wybuch. Jakby tego było mało przeglądanie rzeczy ojca otwiera przysłowiową „puszkę Pandory“, kobieta zaczyna zdawać sobie sprawę, że wcale nie znała go tak dobrze jak sądziła, a im dalej brnie, tym więcej niezrozumiałych zagadek odkrywa. Historia rodziny okazuje się zupełnie inna niż jej dotychczasowe wyobrażenia na ten temat. Powraca sprawa Lisy, siostry która wiele lat temu popełniła samobójstwo i nowe okoliczności, stawiające pod znakiem zapytania przebieg zdarzeń z tamtego tragicznego dnia. Czy mogło być inaczej? Dlaczego w ogóle nastolatka postanowiła targnąć się na życie? Dlaczego rodzice kłamali i zataili przed Riley wiele istotnych faktów? Droga do odkrycia prawdy, także o sobie samej, okazuje się bardzo kręta i wyboista...


  Ostatnio wiele książek chwalę, cóż, taka dobra passa i oby trwała jak najdłużej. Diane Chamberlain podbija ten nastrój, „Milcząca siostra“ jak najbardziej zasługuje na wysoką ocenę, spośród kilku dotychczas przeczytanych powieści autorki z całą pewnością tę mogę zaliczyć do jej najlepszych. To historia wielowątkowa, frapująca, kipiąca emocjami, wciągająca już od pierwszych stron, znakomicie wymyślona i opowiedziana. Pisarka po raz kolejny udowodniła, że ma tę sztukę opanowaną do perfekcji. Zręcznie porusza się po tematyce społeczno - obyczajowej, celnie i wiarygodnie odmalowuje obraz poruszanych zagadnień. Powiedziałbym, że to nie jest opowieść jedynie o siostrach, wbrew temu, co sugeruje tytuł, ale o rodzeństwie, bo dla mnie nie ma wątpliwości, że i brat jest tu osobą bardzo ważną. Autorka znakomicie zarysowała wielowymiarowe postaci i relacje pomiędzy nimi, frustracje, zadawnione żale, pomieszane z tęsknotą, potrzebą bliskości i podtrzymywania wzajemnych więzi, które przez lata zostały nadwątlone i wystawione na ciężką próbę przez splot tragicznych zdarzeń oraz ich konsekwencje. Bohaterowie chcąc odnaleźć wyjaśnienie swoich obecnych wątpliwości, muszą zerknąć wstecz do odległej przeszłości. A tam, wcale nie znajdują gotowych, jednoznacznych odpowiedzi, nie ma łatwych rozwiązań, są dylematy i dramatyczne decyzje, które kładą się cieniem na życiu wielu osób, nic nie jest czarno - białe, dzięki czemu czytelnik ma o czym myśleć podczas lektury. Chamberlain zaskakuje, wzrusza, irytuje, serwuje całą paletę wrażeń i emocji, wszystko to i wiele więcej jest w tej historii, ale o tym musicie się przekonać sami. Zdecydowanie polecam.