czwartek, 17 grudnia 2015

"Widok z nieba" Clara Sanchez
Znak literanova
Wyd. 2015






  „Jest ktoś, kto pragnie, żebyś umarła" - wobec takiej przestrogi nikt nie pozostałby obojętny, takie zdanie zapada w pamięć i drąży umysł, nie daje spokoju. Kto? Dlaczego? A może to tylko jakiś koszmarny żart, opowieści szalonej kobiety? Przepowiednia staje się impulsem do obsesyjnych dociekań, a droga do prawdy okazuje się pasmem zaskakujących odkryć. 

  „Widok z nieba" Clary Sanchez to historia dziewczyny, modelki, która, ma wszystko o czym wielu marzy: sławę, pieniądze, karierę, niebanalne, kolorowe życie. Ma też rodzinę i udany związek, wydaje się, że jest szczęśliwa, czerpie satysfakcję z pracy i relacji z bliskimi. Można by pomyśleć, że jej życie jest niemal idealne, po prostu „w czepku urodzona“. Jednak w miarę jak poznajemy ją lepiej, ten obraz się zmienia, detale nabierają ostrości, a to, co wyłania się z kolejnych wątków opowieści, dalekie jest od doskonałości.

  Początkowo Patricia to postać, która, w moim odczuciu, jest w każdym calu ulepiona ze stereotypów o modelkach, powierzchowna, skupiona na swoim wyglądzie, dość infantylna, beztroska, naiwna, wręcz niemądra, do tego stopnia, że niektóre jej przemyślenia budzą uśmiech politowania. Na szczęście, dla czytelnika i siebie samej, z biegiem zdarzeń przechodzi swoistą przemianę, niewątpliwie dojrzewa. Spotkanie z nieznajomą o imieniu Viviana i krótka z nią rozmowa, niespodziewanie burzy porządek, w którym od lat funkcjonuje młoda kobieta, wzbudza w niej niepokój, zmusza do głębszej refleksji, sprawia, że zaczyna przyglądać się sobie i swojemu otoczeniu uważniej niż dotąd. Zaczyna stawiać sobie trudne pytania i szukać na nie odpowiedzi, nawet gdy wnioski, do których dochodzi okazują się bolesne, nie odpuszcza, dzięki temu zaczyna rozumieć coraz więcej i stopniowo dochodzi do prawdy, nie tylko o sobie.

  Powieść splata wątki psychologiczne, obyczajowe i kryminalne, jest dość przewidywalna, ale mimo to z zainteresowaniem śledzi się, owiane mgłą tajemniczej przepowiedni, perypetie bohaterki. Wprawdzie liczne konkluzje, do których dochodzi Patricia, nawet dla średnio uważnego czytelnika są oczywiste znacznie wcześniej, ale nie uznałabym tego za wadę, bo to w pewnym sensie uzmysławia, że z boku, z dystansu widać lepiej. Osoba postronna, niezaangażowana emocjonalnie, często widzi więcej, wyraźniej, łatwiej jest innym wskazywać gdzie popełniają błędy, znacznie trudniej jest w ten sposób spojrzeć i oceniać siebie, swoje życie, postępowanie i relacje z ludźmi. Łatwiej zagłuszać własne lęki, wypierać wątpliwości, szukać alibi dla siebie, wytłumaczeń dla bliskich, przymykać oko, nie analizować, nie drążyć, by przypadkiem nie dotrzeć do sedna. Strona psychologiczna w moim odczuciu jest tu najciekawsza, mimo to „Widok z nieba“ mnie nie zachwycił, być może dlatego, że po laureatce nagrody Premio Planeta 2013 spodziewałam się opowieści, która wbije mnie w fotel i utkwi w głowie na długo, tak się nie stało. Nie urzekł mnie też język, którym posługuje się Sanchez, choć właściwie trudno powiedzieć na ile to wina autorki, a na ile tłumaczenia. Jednocześnie muszę przyznać, że książkę przeczytałam z zainteresowaniem, bo ogółem koncepcja coś w sobie ma, historia wciąga i na pewno jest to przyjemna lektura na kilka wieczorów, poza tym warto przekonać się osobiście, co tak naprawdę odkryła Patricia.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

"Księżyc nad Bretanią" Nina George
Wydawnictwo Otwarte
Wyd. 2015





 Czasem tragiczna decyzja o końcu, może okazać się początkiem czegoś nowego, paradoksalnie o wiele lepszego, niespodziewanego uśmiechu losu. Czasem żeby zacząć żyć naprawdę, trzeba po prostu odejść, od zmysłów, od dawnych przyzwyczajeń, utartych schematów, swoich słabości, ograniczeń oraz ludzi, którzy krzywdzą i ranią, od całej dotychczasowej egzystencji. Marianne tego właśnie chce, porzucić człowieka, z którym dzieli szarą, przygnębiającą codzienność, niezmienną od kilku dekad, w której wśród małych i dużych rozczarowań, wielu przykrości oraz upokorzeń, pogrzebała swoje młodzieńcze marzenia, nadzieje na szczęście i cały apetyt na życie. Po czterdziestu latach nieudanego małżeństwa wie, że niczego już nie zmieni, nie ma siły na walkę, ale nie odchodzi tak po prostu, z walizką, zamykając za sobą drzwi -  Marianne chce umrzeć. Chłodny nurt Sekwany ma być wybawieniem od tego, co od lat ją przytłacza, jeden moment i wreszcie ma być wolna, całkowicie, od wszystkiego. Ale przecież to nie może się tak skończyć, gdzieś, ktoś, pisze już dla niej inny scenariusz...

  „Księżyc nad Bretanią“ to mimo dramatycznego wstępu, w sumie pogodna i optymistyczna opowieść o przewrotności losu i urodzie życia, o tym, że jest ono jedną wielką niewiadomą, nieustającą podróżą z przygodami. Nie przestaje zadziwiać, nawet wtedy, gdy człowiek całkowicie straci nadzieję, że cokolwiek dobrego go jeszcze spotka i nie wierzy, że warto starać się, iść naprzód, podejmować próby, a marzy wyłącznie o tym, by wszystko definitywnie zakończyć, bez żalu, bez oglądania się za siebie. Podczas lektury kołacze się po głowie znany cytat Forresta Gumpa, że „życie jest jak pudełko czekoladek , nigdy nie wiesz, co ci się trafi“, w istocie tak jest, czasem skrzywisz się z niesmakiem, kiedy indziej szczerze i z rozkoszą się uśmiechniesz... Nina George, takie właśnie „czekoladki“ z niespodzianką serwuje swojej bohaterce oraz towarzyszącemu jej czytelnikowi, wiedzie krętymi ścieżkami, podsuwa miejsca, ludzi i okoliczności, które powodują ogromną przemianę Marianne. Dotąd była dla innych, poświęcała się, podporządkowała, nie chciała zbyt wiele dla siebie, jeśli cierpiała to w ciszy, w samotności, tak, aby nikt nie widział, starała się sprostać wymaganiom, za wiele nie mówić, zbyt wiele nie oczekiwać, zupełnie zapominając, że jest ważna, istotne są jej potrzeby, emocje, marzenia, że ma prawo do szczęścia. I właśnie wtedy, gdy postanawia tę niewesołą drogę radykalnie przerwać ginąc jako topielica, okazuje się, że wszystko może być inaczej. Trzeba tylko chcieć, znaleźć w sobie odwagę, zaryzykować, skoczyć na tę „głęboką wodę" i złapać wiatr w żagle, bo nigdy nie jest za późno na zmiany, a nade wszystko warto żyć i korzystać z tego przywileju nie tracąc ani chwili.

 Historia opowiedziana jest potoczystym, pięknym, bardzo plastycznym językiem, co sprawia, że czyta się książkę z przyjemnością, płynnie, wręcz w okamgnieniu. Jest tu wszystko, jest śmiesznie i strasznie, cała masa emocji i wzruszeń oraz wiele miejsca na refleksję. Uniwersalne prawdy, które przewijają się między wersami są niezwykle zgrabnie i celnie ujęte, bez żadnej przesady, zbędnego patosu, czy egzaltacji, po prostu w punkt. To jest moje pierwsze zetknięcie z twórczością Niny George, zatem nie jestem w stanie porównywać tej książki z „Lawendowym pokojem", natomiast z przekonaniem mogę stwierdzić, że było to udane spotkanie ze znakomitą książką. Autorka ma lekkie pióro i szlachetny styl, pisze mądrze, ale bez zadęcia i moralizatorstwa, za to z wdziękiem, dowcipnie, ciekawie i ironicznie. To niewątpliwa sztuka, na kanwie prozaicznej historii zbudować naprawdę sensowną, wartościową powieść, ona ma tę umiejętność doskonale opanowaną, osobiście jestem pod wrażeniem.




wtorek, 31 marca 2015

"W cieniu" A. S. A. Harrison
Wydawnictwo Znak literanova
Wyd. 2015





  Jak to się dzieje? Gdzie jest początek końca? Jak powstaje niewidzialny mur, który dwoje niegdyś bardzo bliskich sobie ludzi zaczyna od siebie odgradzać? Rośnie w siłę niepostrzeżenie, aż pewnego dnia jest tak wielki, że oni niemal się nie widzą, nie słyszą, choć ciągle obok siebie są, trwają, wszystko wygląda zwyczajnie. Wykonują rutynowe czynności automatycznie, instynktownie, bez zaangażowania, są gesty, słowa, dobrze znane codzienne rytuały, z pozoru wszystko jest w porządku, ale to już nie to... Temperatura uczuć będących siłą napędową związku spada do zera, pojawia się za to inny rodzaj napięcia, które ma bezwzględnie destrukcyjną moc. Stopniowo zmienia się optyka, przewidywalność nuży, zalety partnera blakną i nikną z pola widzenia, wady nabierają ostrych barw, drobiazgi dawniej przyjmowane z pobłażliwym uśmiechem zaczynają irytować, zranione uczucia i niewypowiedziane żale uwierają coraz mocniej, gaśnie zaufanie, wzmaga się niechęć i frustracja, rodzi się nienawiść. A potem jest już tylko gorzej, emocje, przez lata tłumione i skrywane za fasadą pozornie udanego pożycia, uładzonych, poprawnych relacji, w końcu muszą znaleźć ujście...

  Todd i Jodi tworzą związek od dwudziestu lat. Są dobrze sytuowani, ona pracuje jako terapeutka, chętnie zajmuje się domem, czasem spotyka z przyjaciółkami, jest spokojną, bardzo uporządkowaną osobą. On natomiast prowadzi własną firmę w branży budowlanej, jest niemal całkowicie pochłonięty pracą, która wydaje się być jego największą pasją i wypełnia mu przeważającą część dnia, czasem spotyka się przy piwie z kumplem, ma też dość kłopotliwe „hobby", mianowicie - zdrady, nie jedna, nie dwie, po prostu notoryczne. Na ten temat ma jasne przekonania: „Monogamia nie jest dla mężczyzn." - tej zasadzie jest wierny i według niej postępuje. A ona? O zdradach wie niemal wszystko, w swojej profesji styka się z tym problemem na co dzień u pacjentów, którym stara się pomagać, ma też osobliwe spojrzenie na własną sytuację:

"Oboje wiedzą, że romansuje. On wie, że ona wie, ale chodzi o to, że pozory, te bardzo ważne pozory muszą zostać zachowane, trzeba stwarzać złudzenie, że wszystko jest w porządku i nie ma żadnych problemów. Dopóki prawda nie zostanie otwarcie zadeklarowana, jego odpowiedzi są wymijające i pełne eufemizmów, dopóty wszystko działa bez zarzutu i na powierzchni panuje spokój, mogą dalej żyć jak zwykle...“

I to jest właściwie kwintesencja tego związku, trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko tu jest udawane: szczęście, miłość, satysfakcja, zaufanie. To parawan, za którym kryje się zupełnie inna, mniej przyjemna rzeczywistość: zranione uczucia, liczne rozczarowania, osamotnienie i nieustannie tłumione, ogromne pokłady gniewu. Nieznośna jest ta gra pozorów, stan zawieszenia w chorej sytuacji, tak jak i oni oboje: Jodi ze swoją dystyngowaną pobłażliwością i stoickim spokojem, przyjmująca wszystko bez mrugnięcia okiem oraz Todd beztrosko i całkowicie bezrefleksyjnie folgujący swoim popędom. Ten układ jest jak tykająca bomba i nie może skończyć się dobrze... Ostatecznie, czy po latach ustępstw i znoszenia upokorzeń,  ona może tak po prostu odpuścić, gdy on chce zburzyć ten misternie tworzony, poukładany świat i odejść do młodszej? Oczywiście - nie, nie zamierza poddać się bez walki.

  „W cieniu“ to nieprawdopodobnie gorzkie spojrzenie na relacje w związku, na to jak z biegiem lat, błędy, zadawane sobie wzajemnie rany i przemilczane żale, kumulują się, aż pewnego dnia osiągają rozmiary tak przytłaczające, że nieuchronnie musi dojść do przesilenia, do jakiejś wielkiej katastrofy. Autorka przedstawia ten proces z chirurgiczną precyzją, krok po kroku, budując napięcie, które udziela się czytelnikowi. Lektura wciąga do świata porażającego kontrastem, niby normalnego, dostatniego, pełnego piękna i luksusu, a tak naprawdę niemożliwie mrocznego i przygnębiającego, podszytego całą gamą negatywnych emocji i szalonej hipokryzji. Harrison stworzyła świetny thriller psychologiczny, ze zdecydowanym naciskiem na warstwę psychologiczną, która naprawdę daje do myślenia. Pochłania się tę historię z niepokojem wypatrując dalszego obrotu spraw, bo jest równie fascynująca, co przerażająca. Lecz wcale nie dlatego, że leje się tam krew czy rozgrywają dantejskie sceny, nic z tych rzeczy, znacznie większe wrażenie robi celnie odmalowany obraz tego, jak w sposób kulturalny i estetyczny, ludzie sami sobie potrafią robić krzywdę, stworzyć piekło na ziemi, w którym pławią się odgrywając swoje perfekcyjne role, przybierając maski i pielęgnując złudzenia. Autorka zaskakuje trafnością obserwacji, jest w tej książce sporo mądrych spostrzeżeń odnoszących się do relacji damsko - męskich i mechanizmów jakie nimi rządzą oraz podejścia do życia, co bardzo cenne jest to przedstawione z dwóch, odmiennych punktów widzenia. Ciekawy jest też wątek wpływu dzieciństwa i rodzinnego domu na ukształtowanie człowieka, skutków jakie te wczesne doświadczenia powodują w dorosłym życiu. Jednak czy aby na pewno wszystko można w ten sposób wyjaśnić i usprawiedliwić? Te i wiele innych dylematów serwuje A.S.A Harrison w powieści „W cieniu“, ja więcej nie zdradzę, za to z czystym sumieniem polecam lekturę.
 

poniedziałek, 23 marca 2015

"Anioł śmierci" Lucia Puenzo
Wydawnictwo Replika
Wyd. 2014





  Dobry thriller musi mieć swojego negatywnego bohatera, który przeraża i intryguje, budzi emocje i działa na wyobraźnię. To musi być ktoś, kogo nie chciałoby się spotkać na swojej drodze nigdy w życiu, co najwyżej na kartach książki. Autor może taką postać stworzyć, wymyślić od początku do końca, ale może też sięgnąć do zasobów najciemniejszych postaci w dziejach ludzkości. A tam urodzaj, pod dostatkiem morderców, dewiantów, wszelkiego typu szaleńców z realną liczbą ofiar na koncie oraz dokonaniami, które przekraczają granice wyobraźni i budzą trwogę. Lucia Puenzo z tej bogatej palety wybrała Josefa Mengele, jednego z najbardziej znanych zbrodniarzy hitlerowskich Niemiec, który zasłynął swoją działalnością w obozie Auschwitz, w okresie drugiej wojny światowej. Jednym skinieniem posyłał dziesiątki ludzi na śmierć, dokonywał bestialskich eksperymentów i praktyk pseudomedycznych, rzeczy, o których nie sposób czytać spokojnie, tak bardzo są szokujące. Zyskał tym sobie przydomek „Anioł Śmierci“, choć określenie - potwór - wydaje się zdecydowanie bardziej trafione. Niestety nigdy nie został osądzony i ukarany.

  Jest rok 1960, Argentyna, przypadkowo poznany niemiecki lekarz, genetyk przyłącza się do rodziny z trójką dzieci, przemierzają razem Patagonię. Oni podróżują by dopełnić sprawy spadkowe, on natomiast jest nazistowskim zbrodniarzem, zmierzającym do bezpiecznej przystani, gdzie będzie mógł się ukryć, jednak o tym jego towarzysze nie mają pojęcia. Mężczyzna wkrada się w ich łaski, zdobywa sympatię i zaufanie. Ogromne zainteresowanie Josefa wzbudzają kaleka dziewczynka Lilith, a także jej matka będąca w bliźniaczej ciąży. Jako lekarz oferuje pomoc, udaje troskę, mami nadzieją skutecznego leczenia, jednak jego intencje wcale nie są tak szlachetne jak deklaruje...

  „Anioł śmierci“ to powieść, która nie pozostawia czytelnika obojętnym, porządnie szarpie nerwy i emocje. Zestawienie ufnych, niczego nieświadomych, bezbronnych ludzi z osobnikiem bezwzględnym, będącym w stanie zrobić wszystko dla swoich szalonych idei, jest poruszające. Atmosfera niepokoju i narastającego zagrożenia jest w tej opowieści ciągle obecna, niemalże namacalna. Wprowadzenie realnej postaci nadaje całej historii ogromnej mocy, bo jakkolwiek fabuła jest wymyślona, to przecież w jakiejś mierze prawdopodobna. Kto wie jak potoczyły się losy Mengele i jak wiele złego - choć na pewno nie na tak wielką skalę jak w czasie wojny - człowiek ten jeszcze mógł uczynić tym, którzy mieli nieszczęście się z nim zetknąć. Trudno uwierzyć, że jego chore fascynacje tak po prostu zniknęły, a okrutny charakter i pogarda dla niedoskonałego istnienia ludzkiego uległy radykalnej zmianie. Tak czy inaczej, zabieg ten autorce udał się znakomicie, przedstawione wydarzenia są bardzo sugestywne i dają do myślenia. Interesujący jest też wątek tego jak sprawnie naziści się ukrywali i jak doskonale radzili sobie w krajach Ameryki Południowej w latach powojennych. Przygnębiająca jest przy tym refleksja, że tak wielu z nich uniknęło odpowiedzialności i wiedli w sumie spokojne życie, na jakie z całą pewnością nie zasługiwali. Jeśli miałabym jakieś zarzuty co do treści, są tam pewne niedopowiedzenia, niewyjaśnione do końca wątki, które pozostawiają niewielki niedosyt, być może było to celowe pozostawienie furtki czytelnikowi, zachęta do snucia domysłów. Jednak co do całości, muszę przyznać - robi wrażenie, jest dobry temat, ciekawie opowiedziany, mroczny klimat i cała masa emocji - takie książki warto czytać, a po lekturze jestem bardzo ciekawa ekranizacji.

piątek, 6 marca 2015

"Dom z witrażem" Żanna Słoniowska
Wydawnictwo Znak literanova
Wyd. 2015







  Wiele jest opisów rewolucyjnych przełomów, epokowych zmian przedstawianych z różnych punktów widzenia, jednak zawsze najciekawsze i najbardziej przejmujące wydaje się ujęcie tematu od strony zwykłych ludzi. Tych, których nurt zdarzeń porywa czy tego chcą, czy nie, dotyka w sposób bezpośredni, odciska piętno na ich codzienności, niejednokrotnie obracając ją w ruinę i pasmo udręk, niszcząc rodziny, plany, marzenia, nawet te najbardziej przyziemne. Zmuszając do stawienia czoła rzeczywistości, radzenia sobie z tym co tu i teraz. A człowiek jak się okazuje, ma olbrzymie zdolności adaptacyjne, wiele jest w stanie udźwignąć, wiele znieść, ale ma też w sobie ogromną tęsknotę za wolnością, czasem stłamszoną, zdeptaną, głęboko skrywaną, jednak ciągle obecną, z której może się zrodzić wewnętrzny bunt, niezgoda na zniewolenie i terror, a wraz z nimi chęć i próba walki o inne, lepsze życie.

  „Dom z witrażem“ to opowieść o czterech pokoleniach kobiet, ich niełatwych wzajemnych relacjach i losie wplecionym w historyczną zawieruchę. Obraz babek, matek, córek, wszystkie noszą w sobie pejzaż dramatycznych doświadczeń, które je ukształtowały i bolesnych wspomnień, które z fragmentów składają się w całość, jak witraż, zdobiący klatkę schodową zamieszkiwanej przez nie kamienicy. Naznaczone utratą krewnych i ciągłym lękiem o to, co przyniesie jutro - czy „oni“ nie przyjdą znów, by skrzywdzić - starają się sprostać sytuacji w jakiej się znalazły. Każda po swojemu próbuje budować swój świat, żyć, kochać, radzić sobie z bólem i osamotnieniem, odnajdywać swoje miejsce w otaczającej je przestrzeni. Jest też sztuka, która gdzieś z boku ciągle im towarzyszy, będąca czymś w rodzaju skrawka wolności, ucieczką od podłych realiów, formą odreagowania, niemal terapii, przynosi ukojenie i radość. Wszystko to dzieje się na Ukrainie, we Lwowie,  mieście którego każdy mur, zaułek, każda kamienica czy pomnik kryje w sobie zapis minionych lat, wart odkrywania i ocalenia, ku pamięci lecz i ku przestrodze. Ślady historii, burzliwej i skomplikowanej obecne są na każdym kroku, a ta opowieść ciągle się toczy i wciąż nie ma szczęśliwego zakończenia...

  Autorka posługuje się nietuzinkowym stylem pisania, operuje bardzo plastycznym, barwnym językiem. Opowiada obrazami, dźwiękami, ożywia tym samym każdy przedmiot, fragment budynku, nadaje im niemal magiczne znaczenie, nawet śmierć jest tu konstrukcją z obrazów. Można odnieść wrażenie, że w ten sposób oswaja tę zgrzebną i brutalną rzeczywistość, czyniąc ją bardziej przyswajalną, łatwiejszą do zniesienia. Jakby widzianą oczami dziecka, które próbuje zrozumieć świat tłumacząc sobie to, co trudne do ogarnięcia i nieprzyjazne, na swój szczególny sposób. A przy tym, wszystko jest bardzo realistyczne, sugestywne, trafia w samo sedno spraw. Okazuje się że wcale nie trzeba dobitnych słów i ostrego języka, aby to co istotne, zostało czytelnie przekazane. Nie jest to lektura, w której akcja pędzi w zawrotnym tempie, a jednak z każdą stroną ten stworzony z impresji i epizodów świat, wciąga i intryguje. Powieść w kontekście dramatycznych wydarzeń toczących się od roku na Ukrainie, zyskuje szczególną wymowę i nabiera mocy, bo rzeczywistość pisze ciąg dalszy. Jednocześnie treść ma też wymiar uniwersalny, potrzeba szeroko pojętej wolności, niepodległości, poczucia bezpieczeństwa, tkwi w człowieku bez względu na to pod jaką szerokością geograficzną przyszło mu żyć, chęć zmian i otwierania się na świat stanowi motywację do działania. Żanna Słoniowska napisała powieść niezwykłą, nie z tych lekkich, łatwych i przyjemnych, natomiast na pewno znaczącą i ciekawą, z tych, które dają do myślenia i nie ulatują z głowy wraz z zamknięciem ostatnich stron, coś ku refleksji.


wtorek, 3 marca 2015

"Upadłe Damy II Rzeczpospolitej" Kamil Janicki
Wydawnictwo Znak
Wyd. 2013



   
  Podczas lektury tej książki ciśnie się na usta cytat z klasyka: „Bo to zła kobieta była“. Kamil Janicki pokusił się o zebranie historii kilku „Upadłych Dam II Rzeczpospolitej“, zbrodniarek, intrygantek, szantażystek, niewiast bezwzględnie i brutalnie - nawet po trupach - dążących do celu. Można rzec śmiało, że włos się jeży, gdy czytelnik zaznajamiania się z ich poczynaniami. Etykieta, normy społeczne, prawo? Nic z tych rzeczy, żadnej z nich nic takiego nie mogło stanąć na drodze, doskonale wiedziały czego chcą i w tym kierunku zmierzały, nie bacząc na konsekwencje.

  Nie mogło w publikacji zabraknąć krótkiej wzmianki o najgłośniejszym wówczas przypadku Rity Gorgonowej, która została skazana za zabójstwo nastoletniej córki swojego konkubenta, sprawa tym bardziej intrygująca, że powraca współcześnie na skutek działań spadkobierczyń, które chcą kobietę zrehabilitować, tak więc niewykluczone, że ciąg dalszy nastąpi. Pojawiła się też panna Maria Lewandowska, szantażystka z Poznania, która pomysłowością i sprytem, także w wodzeniu za nos śledczych, niektórym mogłaby nawet zaimponować. Jest i Zyta Woroniecka, która z pomocą rewolweru rozprawiła się z niewiernym narzeczonym, jest Maria Zajdlowa - dzieciobójczyni i inne. Wszystkie te różnorodne sprawy łączy jedno - skupiały uwagę i rozbudzały emocje tłumów, ale przede wszystkim obnażały rozmaite patologie i moralne zepsucie, skrywane pod płaszczykiem sztywnych zasad i konwenansów.

  Autor wykonał solidną pracę zbierając materiały, przeglądając archiwa, poszukując informacji, zdjęć, dokumentów oraz publikacji prasowych z tamtych lat i wszystko to w książce znakomicie wykorzystał. Całość okraszona jest fotografiami, cytatami, przedrukami pism, rycin czy notatek z gazet. Jednocześnie wszystkie historie są tak skomponowane i spisane w na tyle przystępnej formie, że czyta się je niemal jak prozę kryminalną z wątkiem obyczajowym. Fakt, że podejmowane tematy i ich szczegóły mają oparcie w rzeczywistych wydarzeniach jest tu niewątpliwym walorem. To nie tylko zbiór ciekawych opowieści o kobietach i ich występkach, ale też interesujący obraz społeczeństwa, stosunków międzyludzkich, podszytych hipokryzją i demoralizacją, bogaty zarys tamtych czasów, bardzo istotnych w dziejach Polski. To książka zarówno dla miłośników literatury faktu, jak i dla osób ceniących historie kryminalne oraz po prostu ciekawą, wciągającą lekturę. Nie sposób też nie zauważyć i nie docenić pięknego wydania, tom jest częścią większej serii zatytułowanej „Prawdziwe historie“ i jest to niewątpliwie dopracowane w każdym szczególe cacko. Warto po nie sięgnąć i wybrać się w pasjonującą podróż do II Rzeczpospolitej, by odkryć mroczne oblicze niektórych ówczesnych dam, a przy okazji kilka prawd o tamtych czasach.

poniedziałek, 2 marca 2015

Diane Chamberlain "Milcząca siostra"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Wyd. 2015
 



  Kłamstwa, małe, duże, te całkiem niewinne i te o większym ciężarze gatunkowym mają ogromną moc i wpływ na ludzkie losy, bywa, że chronią przed niepotrzebnym cierpieniem, ale często ich skutek bywa odwrotny od zamierzonego i bardzo dotkliwie ranią... Te, które opowiadane latami bronią dostępu do rodzinnych tajemnic, są jak pajęcza sieć, która oplata bliskich sobie ludzi i wbrew pozorom wcale ich nie jednoczy, nie umacnia i nie zacieśnia wzajemnych więzi. Przeciwnie, niepostrzeżenie niszczy je i wypacza, powoli, lecz bardzo konsekwentnie burzy wzajemne zaufanie, rodzi frustracje, poczucie krzywdy i zagubienia. Jak w matni trzyma wszystkich w ryzach zafałszowanej rzeczywistości, wbrew rozumowi, pamięci i wszelkim wspomnieniom. Im dłużej to trwa, im więcej łgarstw - choćby najlepszymi intencjami podyktowanych - wpisanych jest w codzienność, tym bardziej bolesnym staje się odkrywanie prawdy, gdy pewnego dnia te delikatne nici zaczynają pękać i odsłaniać zupełnie inny, zaskakujący obraz. Gdy okazuje się, że cały fundament, na którym budowane były wyobrażenia o krewnych, poczucie własnej tożsamości, przynależności, zaczyna się rozpadać, nic już nie jest pewne. Są tylko dziesiątki pytań oraz totalny chaos w głowie i w życiu. Diane Chamberlain zręcznie ten motyw wykorzystała.


  Dwudziestopięcioletnia Riley przyjeżdża do rodzinnego domu w New Bern uporządkować sprawy spadkowe po śmierci swojego ojca. Czuje się przytłoczona i bardzo osamotniona, nie ma już niemal nikogo poza starszym bratem Danny’m, który na skutek wojennych doświadczeń w Iraku cierpi na problemy psychiczne, unika ludzi i żyje w lesie, w niewielkiej przyczepie kempingowej. Kiedyś byli sobie bardzo bliscy, ale teraz trudno im się porozumieć, kontakty z nim są jak stąpanie po polu minowym, nigdy nie wiadomo kiedy nastąpi wybuch. Jakby tego było mało przeglądanie rzeczy ojca otwiera przysłowiową „puszkę Pandory“, kobieta zaczyna zdawać sobie sprawę, że wcale nie znała go tak dobrze jak sądziła, a im dalej brnie, tym więcej niezrozumiałych zagadek odkrywa. Historia rodziny okazuje się zupełnie inna niż jej dotychczasowe wyobrażenia na ten temat. Powraca sprawa Lisy, siostry która wiele lat temu popełniła samobójstwo i nowe okoliczności, stawiające pod znakiem zapytania przebieg zdarzeń z tamtego tragicznego dnia. Czy mogło być inaczej? Dlaczego w ogóle nastolatka postanowiła targnąć się na życie? Dlaczego rodzice kłamali i zataili przed Riley wiele istotnych faktów? Droga do odkrycia prawdy, także o sobie samej, okazuje się bardzo kręta i wyboista...


  Ostatnio wiele książek chwalę, cóż, taka dobra passa i oby trwała jak najdłużej. Diane Chamberlain podbija ten nastrój, „Milcząca siostra“ jak najbardziej zasługuje na wysoką ocenę, spośród kilku dotychczas przeczytanych powieści autorki z całą pewnością tę mogę zaliczyć do jej najlepszych. To historia wielowątkowa, frapująca, kipiąca emocjami, wciągająca już od pierwszych stron, znakomicie wymyślona i opowiedziana. Pisarka po raz kolejny udowodniła, że ma tę sztukę opanowaną do perfekcji. Zręcznie porusza się po tematyce społeczno - obyczajowej, celnie i wiarygodnie odmalowuje obraz poruszanych zagadnień. Powiedziałbym, że to nie jest opowieść jedynie o siostrach, wbrew temu, co sugeruje tytuł, ale o rodzeństwie, bo dla mnie nie ma wątpliwości, że i brat jest tu osobą bardzo ważną. Autorka znakomicie zarysowała wielowymiarowe postaci i relacje pomiędzy nimi, frustracje, zadawnione żale, pomieszane z tęsknotą, potrzebą bliskości i podtrzymywania wzajemnych więzi, które przez lata zostały nadwątlone i wystawione na ciężką próbę przez splot tragicznych zdarzeń oraz ich konsekwencje. Bohaterowie chcąc odnaleźć wyjaśnienie swoich obecnych wątpliwości, muszą zerknąć wstecz do odległej przeszłości. A tam, wcale nie znajdują gotowych, jednoznacznych odpowiedzi, nie ma łatwych rozwiązań, są dylematy i dramatyczne decyzje, które kładą się cieniem na życiu wielu osób, nic nie jest czarno - białe, dzięki czemu czytelnik ma o czym myśleć podczas lektury. Chamberlain zaskakuje, wzrusza, irytuje, serwuje całą paletę wrażeń i emocji, wszystko to i wiele więcej jest w tej historii, ale o tym musicie się przekonać sami. Zdecydowanie polecam.

czwartek, 26 lutego 2015

S.J. Watson „Zanim zasnę“
Wydawnictwo Sonia Draga
Wyd. 2014



  Wyobraź sobie sytuację, gdy budzisz się rano, otwierasz oczy i niczego wokół nie rozpoznajesz, niczego nie pamiętasz, nie masz pojęcia gdzie się znajdujesz ani kim jest człowiek, który leży tuż obok w łóżku, nawet tego kim jesteś, jak się nazywasz i  ile masz lat. Kompletna pustka, czarna dziura, żadnych wspomnień, skojarzeń, wszystko jest obce. W twojej głowie życie zaczyna się od tego poranka, choć odbicie w lustrze wskazuje, że masz za sobą kilka dekad. Wszystko czego możesz się dowiedzieć o sobie i całym swoim dotychczasowym istnieniu, to informacje uzyskane od innych, ale przecież nikogo nie znasz, nie jesteś w stanie zidentyfikować, ani zweryfikować kto jest przyjacielem, a kto wrogiem oraz tego ile prawdy jest w tym co mówią. Musisz zaufać, pytanie  - komu? Do tego bez względu na to jak wiele uda ci się zrozumieć i dowiedzieć w ciągu całego dnia, z chwilą gdy zaśniesz, cały obraz pryśnie jak bańka mydlana i jutro obudzisz się znów w całkowitej nieświadomości i niepamięci nie tylko tego, co działo się rok, miesiąc temu, ale nawet poprzedniego dnia... zaczynając ponownie od pytania „Kim jestem?“.

  Pachnie koszmarem, a to właśnie rzeczywistość bohaterki powieści „Zanim zasnę“. Christine Lucas przed laty uległa wypadkowi, który spowodował u niej utratę pamięci i zdolności zapamiętywania. Każdy jej dzień to walka o odzyskanie własnej tożsamości, budowanej
ze strzępków opowieści, zdjęć oraz dokumentów. W tych zmaganiach towarzyszy jej mąż, cierpliwie tłumaczący wszystko od nowa oraz lekarz, z którym Christine spotyka się w tajemnicy. Za jego namową zaczyna prowadzić pamiętnik,  dzięki któremu może ocalić ulatującą z jej głowy każdej nocy, wiedzę o sobie. W miarę postępowania terapii u kobiety pojawiają się przebłyski wspomnień o osobach i zdarzeniach, mglisty zarys przeszłości, który stoi w sprzeczności z tym, co dzień po dniu opowiada jej Ben. Wiele wskazuje na to, że najbliższy człowiek, od którego jest całkowicie zależna nie mówi jej prawdy, ukrywa pewne bardzo istotne fakty z ich wspólnego życia, manipuluje, a to tylko początek przerażających odkryć...

  S.J.Watson stworzył znakomity thriller psychologiczny, książka naprawdę wbija w fotel i przyprawia o dreszcz emocji, czyli robi dokładnie to, co ja osobiście lubię najbardziej. Niby spokojna opowieść, a niemal namacalne jest napięcie wzrastające wraz z obrotem zdarzeń, sugestywnie budowana fabuła i atmosfera zagrożenia działają na wyobraźnię. Amnezja, stan w którym człowiek niczego nie może być pewien, brakuje mu elementarnego poczucia bezpieczeństwa, zakotwiczenia w rzeczywistości. Jednocześnie musi walczyć o odzyskanie normalnego życia i poznanie prawdy o sobie, będąc zdanym na ludzi, których intencji nie jest w stanie prawidłowo ocenić, przynajmniej dopóki nie zacznie sobie czegoś przypominać... tymczasem wszystko się może zdarzyć. Watson te możliwości wykorzystał i znakomicie zarysował dramat bohaterki. Niewątpliwie wybrał sobie temat z dużym potencjałem, a przy tym oddać mu trzeba, że świetnie go rozwinął i opowiedział. Czyta się z przyjemnością, oczywiście polecam.

niedziela, 22 lutego 2015

"Krwawa blizna" Val McDermid
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Wyd.2011

 
 Napisanie dobrego kryminału, to niewątpliwie wielka sztuka. Skonstruować intrygę tak, by uniknąć przewidywalności, wciągnąć czytelnika do przedstawionego świata, skłonić do główkowania, odpowiednio stopniując napięcie utrzymać jego uwagę i wywołać emocje, to nie lada umiejętność. Wyzwanie jest tym większe, gdy sprawca zbrodni od samego początku jest znany. Zatem brak tej zasadniczej tajemnicy, która sprawia, że zachłannie przemierzamy stronę za stroną, trop za tropem, by dobrnąć do rozwiązania i odkryć wszystkie karty, konfrontując je z własnymi podejrzeniami. Powstaje pytanie, czy można stworzyć intrygującą, mrożącą krew w żyłach historię, ujawniając już na wstępie tę najważniejszą kartę? Okazuje się, że tak, Val McDermid niewątpliwie sprostała zadaniu i zrobiła to w znakomitym stylu.

  „Krwawa blizna“ to drugi tom serii, w której głównymi bohaterami są policyjny psycholog Tony Hill i inspektor Carol Jordan. Po dłuższej przerwie po raz kolejny przychodzi im ze sobą współpracować. Gdy w Szkocji zaczynają w niewyjaśnionych okolicznościach znikać nastolatki, jedna z policjantek pracujących w zespole Hill’a, na podstawie własnego dochodzenia stawia tezę, że sprawy są ze sobą powiązane, a wśród podejrzanych typuje Jacko Vance’a. To były sportowiec, mistrz olimpijski, który przed laty bohatersko ratując ofiary karambolu na autostradzie stracił rękę, a obecnie robi karierę medialną i jest bożyszczem tłumów. Człowiekiem uwielbianym, podziwianym i powszechnie szanowanym. Nikt nie traktuje wniosków Shaz Bowman poważnie, jednak ona sama nie daje za wygraną i drąży temat, co kończy się dla niej tragicznie...
 
  Autorka po mistrzowsku poprowadziła fabułę. Wszystko rozpoczyna się dość spokojnie, ale nie należy dać się temu zwieść i zniechęcić. Gdy już sprawy nabierają rumieńców i konkretnego tempa, akcja nie zwalnia ani na chwilę, aż do samego końca. Wyścig z czasem i poszukiwania dowodów, śladów, jakichkolwiek przesłanek, które mogą pomóc ująć sprawcę, a tym samym ocalić kolejne potencjalne ofiary - wciągają bez reszty. Jak to zwykle bywa, nie wystarczy wiedzieć kim jest morderca, aby go schwytać, trzeba mieć na to niezbite dowody. Zwłaszcza gdy chodzi o osobę publiczną, o nieskalanym, szlachetnym wizerunku. Zatem rozpoczyna się bardzo emocjonująca, niebezpieczna gra śledczych z piekielnie inteligentnym przeciwnikiem. Oni znają prawdę, on o tym wie, ale jest też bardzo sprytny i ciągle pozostawia ich o kilka kroków z tyłu. Jego szaleńcza pewność siebie i poczucie bezkarności, sprawiają, że wcale nie zamierza zaprzestać zbrodniczej działalności...

  Obserwujący zmagania policjantów czytelnik, nie ma żadnej pewności jak zakończy się ta śmiertelna rozgrywka. Może tylko w napięciu obgryzać paznokcie lub przegryzać orzeszki (tę opcję preferuję i rekomenduję) gubiąc się w domysłach i coraz szerzej otwierając oczy z niedowierzaniem i przerażeniem, bo sprawa nieustannie się komplikuje, atmosfera gęstnieje, a zegar tyka... Przyznam, że od pewnego momentu książka mną całkowicie zawładnęła i z trudem przychodziło mi się od niej oderwać. Cóż mogę powiedzieć, jest to doskonałe połączenie thrillera i historii kryminalnej, jestem przekonana, że miłośnicy gatunku nie będą zawiedzeni. Ja jestem pod wrażeniem i mam ogromny apetyt na kolejną powieść z tej serii, w której Jacko Vance powraca - zatytułowaną „Odpłata“, natomiast „Krwawą bliznę“ z czystym sumieniem polecam.

sobota, 21 lutego 2015

„Cała nadzieja w Paryżu“ Deborah McKinlay
Wydawnictwo Feeria
Wyd. 2014


  Nie będę ukrywać, że trochę się obawiałam co to będzie za lektura, „Cała nadzieja w Paryżu" - tytuł wiele obiecuje, intryguje nawet, ale jak dla mnie jest też nieco złowieszczy, jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało. Paryż - wiadomo, miasto zakochanych, ona i on nawiązują ze sobą korespondencyjną znajomość... Tu się włączył mój sceptycyzm, obawa, że powielony zostanie oklepany schemat romansowy, przesłodzony i przewidywalny, czyli historia nie w moim guście, wszak miłośniczką romansideł nie jestem. Jednak dałam książce szansę i nie żałuję. Przy okazji też nie po raz pierwszy przekonałam się, jak łatwo można się pomylić i dokonać pochopnej oceny...  

  Jack Cooper, pisarz dobiegający pięćdziesiątki, rozwodnik, ciągle dochodzi do siebie po tym, jak ostatnia żona porzuciła go dla kobiety - bibliotekarki z Wisconsin. Nie stroni od męsko - damskich przygód, na ogół dość powierzchownych, sprowadzających się do czystej fizyczności. Jest przez adoratorki niemal rozchwytywany, ale to go wcale nie uszczęśliwia, jest jedynie sposobem na chwilowe zagłuszenie frustracji, wynikającej z  poczucia pustki i niemocy twórczej oraz dojmującej świadomości, że się starzeje. Po drugiej stronie korespondencyjnej nici Eve Petworth, kobieta w średnim wieku, rozwódka, mieszkająca samotnie na brytyjskiej prowincji, ma dorosłą córkę Izzy, która robi karierę w Londynie  i czasem ją odwiedza. Jest jeszcze Virginia, matka Eve, która wprawdzie już nie żyje, ale trudno nie dostrzec, że ma w tej opowieści swoją bardzo istotną rolę. We wspomnieniach jest ciągle żywa i z każdą przeczytaną stroną, dowiadujemy się jak wielki wpływ wywarła na życie córki oraz wnuczki. Wyłania się tu obraz trzech pokoleń kobiet i bardzo skomplikowanych relacji rodzinnych, które odciskają bolesne, destrukcyjne piętno na lata. Wobec tych wszystkich okoliczności, dwoje dojrzałych, nieco pogubionych ludzi, z solidnym bagażem rozmaitych doświadczeń, niespodziewanie, pomimo wszelkich różnic i dzielącego ich oceanu, łączy niezwykła przyjaźń. A wszystko to zaczyna się od książki, krótkiego listu do jej autora i zamiłowania do kuchni...

  „Paryż“ mnie nie rozczarował, choć nie jest to powieść, której akcja trzyma w napięciu czy pędzi w zawrotnym tempie, wcale mi to nie przeszkadzało. Splatają się tu wszystkie ludzkie emocje, radości, smutki, frustracje, pulsują wspomnienia, tęsknoty i rozmaite lęki. Jest też pasja, pełna smaków i aromatów, która jest jak wentyl bezpieczeństwa w samotnej codzienności, stanowi odskocznię i balsam na wszelkie bolączki. Wreszcie tytułowa nadzieja, że bez względu na to ile ma się lat i upadków czy wzlotów za sobą, ile rozczarowań i pogrzebanych marzeń, jeszcze coś dobrego może się wydarzyć - tli się bardzo nieśmiało, ale ciągle jest. Historia opowiedziana jest w lekkiej, momentami nawet dowcipnej formie, a jednocześnie w wielu miejscach zręcznie przemyca niewesołe i nieromantyczne prawdy o życiu, są tu zawarte wszystkie jego smaki, tak jak w kuchni dwojga bohaterów, od łagodnych i słodkawych po bardzo wyraziste i cierpkie. Uważam, że książka warta jest uwagi, coś w sobie ma, jakiś niezaprzeczalny urok, bez nadmiaru lukru i banału.

piątek, 30 stycznia 2015

"Cicho sza" Lisa Scottoline
Prószyński i S-ka
wyd. 2015




 „Cicho sza" to kolejna odsłona twórczości Lisy Scottoline wydana w ramach klubu „Kobiety to czytają" i po raz wtóry moje spotkanie z książką tej autorki mogę zaliczyć do udanych, ale po kolei. Jake Buckman to mąż i ojciec w średnim wieku jakich wielu, główną jego troską są nie najlepsze relacje z nastoletnim synem, więc stara się jak może je naprawić. Łatwo nie jest, bo zbiera żniwo wielu lat, gdy skupiony był głównie na swoich problemach i pracy, zaniedbał jedynka, nie poświęcając mu tyle czasu i uwagi ile powinien. Sytuacja banalna, ale to nie koniec, a jedynie wstęp do historii, która niespodziewanie przybiera bardzo dramatyczny przebieg. O ironio, właśnie wtedy, gdy pojawia się nieśmiałe światełko w tunelu, szansa na nawiązanie porozumienia między ojcem i synem, dochodzi do wypadku, który zmienia ich życie w sposób, o jakim najpewniej nie śniło im się nawet w najczarniejszych snach.
Od tej pory nic już nie jest takie samo.
Jak daleko można się posunąć chcąc chronić bliskich? Czy można usprawiedliwić przestępstwo? Jak to się dzieje, że człowiek dobry i przyzwoity robi coś bardzo złego,  wierząc, że to jedyna słuszna droga, a potem brnie w to jeszcze głębiej, bez opamiętania?
Historia jest prawie jak u Hitchcocka, najpierw trzęsienie ziemi, a potem jest tylko gorzej, ciśnienie rośnie, atmosfera się zagęszcza. Autorka zadbała, aby bohaterowie targani wyrzutami sumienia i strachem, co przyniesie jutro, nie mogli spać spokojnie, a czytelnik ani przez chwilę się nie nudził i nie brakowało mu emocji. Fatalny zbieg okoliczności, ułamki sekund, wręcz oka mgnienie, błędna decyzja i wszystko odwraca się do góry nogami. Nie sposób wyjść ze zdziwienia jakie to proste, jak cienka jest ta linia i człowiek nagle staje po drugiej, złej stronie mocy. To co było przedtem, codzienność ze zwykłymi problemami jawi się teraz niemal jako sielanka, do której się tęskni, a która została utracona bezpowrotnie, tego już nie ma. Teraźniejszość jest już tylko niekończącym się koszmarem. Tajemnica, która uruchamia lawinę kłamstw i szaleńczych działań staje się destrukcyjna dla tych, których z założenia miała chronić. Powtarzane jak mantra „gdybym postąpił inaczej“ niczego nie może zmienić, nie można cofnąć czasu i odwrócić biegu zdarzeń, jest tylko przytłaczająca rzeczywistość, dławiące poczucie winy i lęk, którym Jake musi stawić czoła, by walczyć o swoją rodzinę, o dobro syna i wyjście z tej patowej sytuacji obronną ręką.

  Książkę czyta się jak dobrą powieść sensacyjną, ze sporą dawką napięcia i dramatycznych zwrotów akcji. Scottoline podrzuca kolejne kamyczki, grudy, w końcu kłody pod nogi swoim bohaterom nie dając im wytchnienia i tak też pochłania się tę opowieść, jednym tchem. Przyznam, że mniej wciągnęły mnie same relacje ojciec - syn, które były dość oczywiste, zdecydowanie bardziej stosunki rodzinne, bo jest tu też postać Pam - matki, żony, która w moim odczuciu jest bardzo ciekawą i kluczową postacią, silną osobowością, wstawioną na piedestał, kreowaną na wzór moralności i niemal ideał - a one przecież nie istnieją. Natomiast bez wątpienia ma ogromny wpływ na Jake’a i Ryan’a, to kim jest i jaka jest, właściwie w pewnym sensie determinuje ich postępowanie, jest dla nich punktem odniesienia. Jednak najbardziej zaintrygowała mnie sytuacja samego Jake’a, człowieka, który znalazł się w potrzasku, miotającego się od ściany do ściany, gdy nie ma dobrej drogi wyjścia, każde rozwiązanie niesie ze sobą negatywne skutki, mniejsze lub większe, ale jednak, z niekłamanym zainteresowaniem śledziłam jego poczynania. Lisa Scottoline mnie nie zawiodła, cokolwiek by nie mówić, ona wie jak to się robi. Znakomicie potrafi rozwijać akcję w taki sposób, by wciągnąć czytelnika całkowicie do przedstawionego świata, umiejętnie przeplata wątki i żongluje emocjami, zarówno bohaterów, jak i odbiorcy. Nawet jeśli intuicyjnie lub na drodze dedukcji można momentami wysnuć pewne przypuszczenia, co do kierunku fabuły, jest pewnym że ona dorzuci garść detali, zamiesza i wszystko solidnie skomplikuje, wyprowadzając czytelnika w pole, tak snując opowieść, by po drodze do rozwikłania całej intrygi nie zakradło się znużenie. Z czystym sumieniem mogę książkę polecić, nie tylko kobietom.