poniedziałek, 23 lipca 2018

"Falcó"
Arturo Perez - Reverte

Wydawnictwo Znak
2018



                                                        








   Mi nombre es Falcó, Lorenzo Falcó.
 
  Znacie Jamesa Bonda? Oczywiście, wszyscy kojarzą najsłynniejszego agenta brytyjskiego wywiadu. Falcó to właśnie taki hiszpański Bond, z tą różnicą, że żaden z niego wielki patriota, działa głównie we własnym interesie, gdy mu się to opłaca. Gdzież on nie był? Z kim nie współpracował? Niejednego na tamten świat wyprawił. Ciemnych, brudnych spraw na koncie ma bez liku. Handel bronią, podejrzane powiązania, Meksykanie, Rosjanie, IRA, służby różnych krajów. Jedno wiadomo na pewno, mamy do czynienia z niebezpiecznym typem, choć o miłej, wzbudzającej zaufanie powierzchowności. Włada kilkoma językami, lubi drogie ubrania i angielskie papierosy. Jak na agenta przystało, ma ulubionego drinka o wdzięcznej nazwie hupa-hupa, a kobiety - rzecz jasna, same wchodzą mu do łóżka.

  Arturo Perez - Reverte, w prawdziwe wydarzenia historyczne wplótł barwną, przygodową opowieść, podszytą humorem, podaną z przymrużeniem oka. Lata trzydzieste, w Hiszpanii toczy się wojna domowa, a w tym kotle zdarzeń i rewolucyjnym szaleństwie, Falcó realizuje zadanie zlecone przez swoich mocodawców. Nieustraszony, przebiegły, bezwzględny i skuteczny, zawsze spadający na przysłowiowe „cztery łapy“. Choć podobno w przypadku kotów, to nie do końca prawda, jeśli o niego idzie - jak najbardziej.

  „Życie traktował jako fascynujące terytorium - strefę polowań na grubego zwierza, do którego dostęp był zarezerwowany dla nielicznych śmiałków gotowych ponieść ryzyko i zapłacić zań, kiedy przyjdzie pora, bez szemrania.[...] Takie życie wiązało się z natychmiastowymi nagrodami i być może straszliwymi karami, które czekały na swoją porę, ale te ostatnie były jeszcze zbyt daleko.“

  Książkę czyta się błyskawicznie i z uśmiechem. Szczególnie rozbawiły mnie męsko - damskie ekscesy bohatera i jego samouwielbienie. Przemyślenia Lorenza w tych kwestiach przyprawiały mnie o rechot, prawdziwy z niego macho. Podoba mi się dystans i ironia, którymi posługuje się Perez. Autor używa obrazowego, potoczystego języka, akcja jest płynna i wciągająca, a bohaterowie wyraziści. W skrócie - dobra rozrywka, lekka, przyjemna lektura, do połknięcia w parę godzin, choćby w podróży lub w długi, deszczowy wieczór.



wtorek, 3 lipca 2018

"Ta dziewczyna" 
Michelle Frances
Wydawnictwo Albatros
2018











  Tytułowa dziewczyna - Cherry, to taki typ cwanej, przebiegłej osóbki, która nie cofnie się przed niczym, by dopiąć swego. Bez mrugnięcia okiem będzie kłamać, kręcić, intrygować i robić wiele innych rzeczy, by zrealizować swój plan na życie. Jednak tym razem, trafiła przysłowiowa „kosa na kamień“. Za przeciwniczkę ma Laurę, dojrzałą, zamożną producentkę filmową, odnoszącą sukcesy i bardzo zdeterminowaną. Tym bardziej, gdy gra toczy się o jej największą miłość i dumę - o syna. Panie nie szczędzą sobie ciosów poniżej pasa. Mężczyźni, także ten, którego dotyczy rywalizacja - Daniel, są w zasadzie wyłącznie dość bezbarwnym tłem dla damskich potyczek. Trudno powiedzieć, która jest gorsza, zaborcza, toksyczna matka, czy ogarnięte wizją swojej świetlanej przyszłości bezwzględne dziewczę? W każdym razie, toczą nieustającą psychologiczną wojnę, próbując wyrywać sobie chłopaka z rąk, jak nie przymierzając, jakiś przechodni puchar.

  Historia początkowo toczy się w dość niemrawym tempie, przemyśleniom i banalnym opisom nie ma końca. Jednak w nagrodę dla wytrwałych, którzy przebrną fazę monotonii, w pewnym momencie coś w końcu zaczyna się dziać. Akcja nieco przyspiesza, a intryga nabiera rumieńców, robi się ciekawiej, choć też bez fajerwerków, ale czyta się o wiele przyjemniej. Niemniej w miarę zgłębiania fabuły, trudno oprzeć się wrażeniu, że to bardziej powieść obyczajowa niż thriller, brakuje napięcia, pozostaje niedosyt. Jako wakacyjna, lekka lektura, książka na pewno się sprawdzi, natomiast dla czytelników oczekujących mocniejszych wrażeń, sugerujących się gatunkiem, może to być za mało.

  Mojego zachwytu powieść nie wzbudziła, ale mam wrażenie, że wielu miłośniczkom prozy obyczajowej, może przypaść do gustu. Jeżeli lubisz wspomniany typ literatury i chcesz się przekonać co się dzieje, gdy w drogę wejdą sobie dwie kobiety gotowe na wszystko, sięgnij po tę pozycję.


niedziela, 17 czerwca 2018

"Na skraju załamania"
B.A. Paris
Wydawnictwo Albatros
2018








  Strach ma wielkie oczy i destrukcyjną siłę, szarpie nerwy, rujnuje poczucie bezpieczeństwa, odbiera chęć do życia, paraliżuje. Potrafi zepchnąć człowieka na margines życia, a finalnie może doprowadzić na skraj załamania.


  Cass Anderson panicznie się boi. Jeden koszmarny wieczór, gdy w strugach deszczu, przy akompaniamencie burzowych grzmotów, jechała odludną, leśną drogą do domu, odmienił jej spokojne życie. Wszystko wywróciło się do góry nogami. Kobieta, którą widziała feralnej nocy w aucie na poboczu, nie żyje. Przyczyna zgonu, bynajmniej nie była naturalna - została brutalnie zamordowana. Cass trawi poczucie winy, że nie zdołała zapobiec tragedii. Równocześnie, budzi się w niej lęk, który potęguje seria niecodziennych zdarzeń i świadomość, że morderca pozostaje nieuchwytny. Regularne, uporczywe, głuche telefony, doprowadzają ją do szaleństwa. Do tego, zaczyna tracić kontrolę nad tym, co robi - po prostu zapomina. Nie pamięta tego, że umówiła się z przyjaciółmi, że kupiła kolejny gadżet do domu, że obiecała coś zrobić. Powoli popada w obłęd. Jest przekonana, że ma początki demencji, ale przede wszystkim, że ktoś chce ją skrzywdzić...


  Powieść „Na skraju załamania" przypadła mi do gustu bardziej niż poprzednia książka pisarki - „Za zamkniętymi drzwiami". Fabuła wydaje się ciekawsza, akcja, w moim odczuciu, rozkręca się w lepszym tempie. Trzeba przyznać, że Paris ma niezaprzeczalną umiejętność pisania w sposób wciągający i jakkolwiek historia jest przewidywalna - to u niej znak firmowy, książkę doskonale się czyta. Taka pisarska solidna robota - płynna narracja, intrygujące zwroty akcji, bez lania wody i zbędnych dygresji, wartki rytm i przyjemne stopniowanie napięcia. Przyznaję, że to jest dobre, ale gdyby kiedyś autorka zechciała mnie bardziej zaskoczyć, a najlepiej tak, żebym musiała zbierać szczękę z podłogi i dochodzić do siebie dłuższą chwilę, byłoby wprost cudownie. Czekam zatem, na jej dalsze dokonania.



niedziela, 10 czerwca 2018

"Życie w średniowiecznej wsi"
Frances Gies, Joseph Gies
Znak Horyzont
2018




  „Wsi spokojna, wsi wesoła...“
Znamy to wszyscy, ale jak faktycznie wyglądała egzystencja w średniowiecznej wiosce? Czy w istocie była sielankowa, czy może wręcz przeciwnie? Wiele jest na temat wzmianek, mnóstwo też funkcjonuje mitów. Warto się przekonać jak było naprawdę. Frances i Joseph Gies, autorzy publikacji dotyczących życia w średniowiecznym mieście oraz zamku, pokusili się także o zgłębienie ówczesnych realiów wiejskich. W swojej najnowszej publikacji prezentują obraz wyczerpujący i pełen zaskakujących detali. Za modelowy obiekt badań posłużyła angielska wieś - niegdyś zwana Aylington, obecnie Elton, położona w dystrykcie Huntingdon.

  W oparciu o szereg tekstów źródłowych, zapisów archiwalnych, akt sądów dworskich i kronik, dowiadujemy się jak powstawały osady, jak funkcjonowali ich mieszkańcy oraz o występujących między nimi zależnościach. Wiele miejsca poświęcono obyczajowości, obowiązującym prawom i zwykłej codzienności. Dziesięć naszpikowanych informacjami rozdziałów dostarcza szeregu zaskakujących doniesień, czasem strasznych, czasem śmiesznych. Przyznam, że szczególnie zainteresowały mnie wątki dotyczące małżeństwa i rodziny, zwłaszcza sytuacja kobiet w tym kontekście, wiejska sprawiedliwość oraz relacje chłopa i pana. Jest tam smaczków co niemiara. Na przykład okazuje się, że wobec przedślubnych relacji damsko - męskich społeczność wiejska, wbrew powszechnym wyobrażeniom, miała dość liberalne podejście, nie dochodziło do stygmatyzacji takich osób. W skrajnych przypadkach karane były one co najwyżej niewielką grzywną, natomiast przysięga małżeńska składana była niejednokrotnie nie w kościele, a „w lesie, tawernie, czy nawet w łożu“ - to były tzw. potajemne małżeństwa. Dla odmiany cudzołóstwo, jako że godziło w rodzinę, uznawane było za sprawę poważną i rozstrzygające w tych sprawach sądy kościelne orzekały wobec delikwenta karę chłosty. Frapująca była również kwestia higieny, kąpiele nie odbywały się zbyt często, bo wiązało się to z koniecznością przynoszenia i podgrzewania sporej ilości wody, za wannę służyła przeważnie beczka z usuniętym wiekiem, a członkowie rodziny korzystali z tej przyjemności jeden po drugim...

  Autorzy wykonali imponującą, wręcz benedyktyńską pracę zbierając i opracowując ogromny materiał, w dodatku podali go w formie wyjątkowo przystępnej. Całość spisana jest potoczystym, jasnym i zrozumiałym językiem, opatrzona słowniczkiem pojęć oraz ilustracjami, które dają pełniejszy ogląd poruszanych zagadnień. Treść jest na tyle atrakcyjna, że w mojej opinii może zainteresować nie tylko pasjonatów historii, czy konkretnie wieków średnich, ale też osoby zwyczajnie otwarte na wiedzę, ciekawe świata oraz źródeł i ewolucji rozmaitych procesów społecznych. Wobec takich publikacji jestem zdecydowanie na tak.


czwartek, 7 czerwca 2018

"Ortodroma"
Mateusz Janiszewski
Znak Literanova
2018







  „Tam piję piwo smakujące kurzem i dukam, z trudem usiłując wytłumaczyć podpitemu osiłkowi, kim jestem i dokąd zmierzam.
- Południe. Jacht. Antarktyka.
A on powtarza tylko  por qué, por qué, a mi kończą się słowa i nie potrafię wytłumaczyć po co.“

  Mateusz Janiszewski, lekarz, pisarz, wyrusza śladami podróżników sprzed ponad stu lat, kierunkiem jest Antarktyka. Podążając tropem poprzedników, wydeptuje własne ścieżki i pisze swoją historię. Mierzy się z  bezkresną przestrzenią, bezwzględną przyrodą, ale przede wszystkim z samym sobą, słabościami ciała i ducha, strachem, bólem, zwątpieniem, ograniczeniami ludzkiego organizmu. Balansując na granicy, uparcie brnie do przodu. Dążąc do celu wędrówki doświadcza całej gamy emocji i przemyśleń, którymi dzieli się z czytelnikiem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że istotą tej przeprawy jest nie tylko „koniec świata“, ale także, a może przede wszystkim, poszukiwanie harmonii, sensu i prawdy o sobie, o człowieku. Dogłębne i szczere, przenikliwe do szpiku kości, jak lodowaty wiatr, który niemal nieustannie w tej drodze mu towarzyszy.

  Autor snuje swoją relację językiem barwnym, bardzo plastycznym, opowiada obrazami, by oddać klimat odwiedzanych miejsc i nakreślić jak najbardziej pełny przekaz swoich przeżyć. Tego, co go otacza, co staje się jego udziałem i budzi refleksje. Czytelnik może się poczuć jakby był na miejscu, towarzyszył mu krok w krok, chłonął lokalny koloryt i dzielił te same doświadczenia. Tutaj każde słowo ma znaczenie, zaskakuje dbałość o szczegóły, bogactwo języka i zręczność z jaką Janiszewski formułuje myśli, ubierając je w misterne, wyszukane konstrukcje. Reportaż, bez wątpienia jest językową ucztą, a jednocześnie intrygującą opowieścią o potędze natury i człowieku. Lektura z rodzaju bardziej wymagających, warta uwagi i poświęcenia czasu, nie tylko dla pasjonatów wojaży i literatury faktu.

  Słowo wyjaśnienia, czym jest tytułowa „ortodroma“, to najkrótsza droga między dwoma punktami na powierzchni kuli biegnąca po jej powierzchni. W moim odczuciu to doskonała alegoria wędrówki, ale i życia, w końcu wszyscy podążamy z punktu A do punktu B - głodni przeżyć, igrający z losem i zachłanni - w kierunku osobistego końca świata...



sobota, 26 maja 2018

"Za zamkniętymi drzwiami"
B.A. Paris
Wydawnictwo Albatros
2017





  Podobno nie ma par idealnych, ale tu, mamy z taką do czynienia. Piękny dom, wszechobecny dostatek, dwoje atrakcyjnych, kochających się ludzi. Ona - oddana żona, perfekcyjna pani domu, która nawet bezy robi jak od linijki, on -  czarujący, kulturalny, opiekuńczy, prawnik odnoszący sukcesy. Wszystko tu jest jak z obrazka, bo w istocie to jest obrazek, misternie odmalowany, dopieszczony w każdym calu, po prostu mucha nie siada. Taka jest oficjalna wersja, ale jak to często bywa, nic nie jest takim, na jakie wygląda. Już na pierwszy rzut oka, cała sytuacja wzbudza nieufność i niepokój. I słusznie, bo im dalej brniemy przez karty książki, przyglądając się tej bezbrzeżnej sielance, tym bardziej przedstawiona rzeczywistość trzeszczy i zgrzyta, a atmosfera się zagęszcza. W pewnym momencie także czytelnik zaczyna zgrzytać zębami, bo bezmiar tego „szczęścia“ małżeńskiego szokuje, budzi zdecydowanie skrajne emocje. Szybko staje się jasne, że bajkowy wizerunek jest fasadą i grą pozorów.


  B.A Paris stworzyła powieść z dreszczykiem, którą śmiało można nazwać krótką historią o osaczaniu i zniewoleniu. Te dwa słowa precyzyjnie oddają sedno relacji Grace i Jacka. Autorka stopniowo zaznajamia nas z sytuacją bohaterów, odkrywa kolejne tajemnice, dozując napięcie. Przeplatają się tu relacje tego, co „teraz“ i co było „kiedyś“. Wielka miłość, szybki ślub, po czym sen pryska jak bańka mydlana. Wyśniony małżonek jest kimś zupełnie innym, a wymarzone życie koszmarnym więzieniem. Człowiek obdarzony bezgranicznym zaufaniem okazuje się psychopatą, który odtąd karmi się strachem i upokarzaniem swojej ofiary. W tym momencie historia nabiera rumieńców i rozkręca się na dobre...


  Fabuła jest momentami przewidywalna, lecz mimo wszystko wciąga, czyta się bardzo dobrze, wręcz błyskawicznie.
Autorka zręcznie żongluje wątkami, podsycając zainteresowanie, grając na emocjach i nie daje powodów do nudy. Ciekawie przedstawione są portrety postaci oraz ich wzajemne oddziaływanie, zależności, rozgrywki, nieustająca psychologiczna wojna. Co tak naprawdę wydarzyło się za tymi „zamkniętymi drzwiami“ i jak zakończyła się cała opowieść? Tego wszystkiego, oczywiście nie zdradzę. Aby dowiedzieć się, jak potoczyły się losy tej intrygującej pary, pozostaje Wam sięgnąć po książkę. Mimo, że odczuwam pewien niedosyt, powiedziałabym, że warto.




poniedziałek, 7 maja 2018

" NEUROEROTYKA. Rozmowy o seksie i nie tylko."
Jerzy Vetulani, Maria Mazurek
Znak Horyzont
2018











  O seksie, bez zbędnej pruderii, za to otwarcie, fachowo i z humorem. Okazuje się, że można opowiadać o intymnej sferze życia ciekawie i mądrze, nie oceniając, nie stygmatyzując, bez wulgaryzowania, ale i bez patosu, zwyczajnie i wprost. Profesor Jerzy Vetulani, neurobiolog i biochemik, a w zasadzie człowiek orkiestra, miał niewątpliwie opanowaną tę kwestię do perfekcji. Posiadł rzadką umiejętność, dzielenia się swoją ogromną wiedzą, w sposób łatwo przyswajalny i zrozumiały dla każdego. Raz jeszcze i niestety - po raz ostatni, dokonał tego w książce „Neuroerotyka - rozmowy o seksie i nie tylko“, napisanej we współpracy z dziennikarką Marią  Mazurek.

  Tak mógłby, a nawet powinien, wyglądać podręcznik do wychowania seksualnego, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Nie mam wątpliwości, że zapis tej rozmowy jest bardzo cenną wskazówką, jak należy mówić o „tych sprawach" - prosto i bez ogródek, nie tylko do młodych osób. To publikacja, którą każdy powinien przeczytać, poczynając od nastolatków po staruszków. Seks, jakkolwiek nie przysłanialibyśmy go pierzyną wstydu, konwenansów i wszechobecnej dulszczyzny, jest bardzo ważny, potrzebny i zdrowy. Czy to się komuś podoba, czy nie - jest obecny na różnych etapach naszego życia. W książce wiele jest ciekawostek, cennych uwag o relacjach, o procesach biologicznych, których nawet nie zauważamy, bądź nie rozumiemy, ale podlegamy im w sposób naturalny. A natura, potrafi nam płatać figle, zaskoczyć, rozśmieszyć i zaszokować. Opowieść profesora, to mieszanka wiedzy z rozmaitych dziedzin: neurobiologii, genetyki, psychologii, przyprawiona humorem i przykładami z życia wziętymi.  Wędrówka w czasie i przestrzeni, analizująca zagadnienie seksualności w różnych kontekstach kulturowych oraz obyczajowych, nie brak też frapujących odniesień do świata zwierząt. Całość podana tak lekko i przystępnie, jak miła rozmowa z przyjacielem przy kawie. A wszystko po to, żebyśmy trochę lepiej poznali i zrozumieli samych siebie.


  Ubolewam, że pracę nad książką przerwał wypadek i śmierć profesora, że będzie ostatnią, w której ten niepokorny naukowiec uchyla nam rąbka tajemnic ludzkiej natury, w typowym dla siebie stylu. Zawsze z przyjemnością słuchałam audycji z jego udziałem, czytałam wywiady i publikacje. Był pasjonatem i niestrudzonym popularyzatorem nauki. Mogłabym rzec, choć to ryzykowne określenie współcześnie, że był  intelektualistą celebrytą - ale w absolutnie pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo wychodził do ludzi i wykorzystywał wszelkie kanały medialne, by zarażać swoim entuzjazmem oraz zamiłowaniem do nauki. Uczył nieszablonowego myślenia, nie bał się kontrowersji, ani tematów tabu, pokazywał, że warto mieć otwarty umysł i szukać odpowiedzi na trudne pytania...
Książkę, oczywiście polecam.

piątek, 4 maja 2018




  Mam przyjemność czytać najnowszą, a zarazem ostatnią książkę profesora Vetulaniego. Wszechstronnego naukowca, pasjonata swojej pracy, który jak nikt inny potrafił dzielić się wiedzą w sposób bardzo przystępny i co najważniejsze, niezwykle ciekawy. Publikacja z cyklu „wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać“.
Recenzja już wkrótce, a oto przedsmak.

  



Dlaczego miłość nie istnieje?

Jaki wpływ na płeć dziecka ma... mydło?

Dlaczego każde z nas powinno spełnić swój ewolucyjny obowiązek?

Kiedy najlepiej zacząć się interesować seksem?

Dlaczego mężczyźni są bardziej skłonni do zdrad, a kobiety bywają wybredne?

Któż nie chciałby znać odpowiedzi na te pytania?








niedziela, 8 kwietnia 2018

"Baronówna"
Na tropie Wandy Kronenberg, najgroźniejszej polskiej agentki.
Michał Wójcik
Wydawnictwo Znak literanova
2018


 



  Długo czekała na pożółkłych kartach starych, zapomnianych akt i przekazów, aby jej historia wreszcie została opowiedziana. Ostatecznie, miała dużo szczęścia, a może to autor książki je miał? Bo trafił na wyjątkowo smakowity kąsek i chociaż łatwo nie było, efekt końcowy trzyletniej pracy przekonuje, że było warto. Ale po kolei...

  Michał Wójcik, historyk i dziennikarz, podczas poszukiwania materiałów do publikacji rocznicowej dotyczącej Powstania Warszawskiego, brnąc przez archiwalne zapisy ludzkich losów, dokonał zaskakującego odkrycia - trafił na dziewczynę, która według relacji świadka, miała iść z pejczem na barykadę, jakby była z zupełnie innej rzeczywistości. Czy to zdarzyło się naprawdę? Czy było szaleństwem, czy odwagą? I kim właściwie ona była? Zaintrygowany niezwykłą sceną i samą postacią, zaczął szukać odpowiedzi na te pytania. Przejrzał tony zakurzonych dokumentów, publikacji i akt IPN-u, docierając do fragmentów jej życiorysu, by jak puzzle złożyć je w opowieść, która różnie może być oceniana, ale niewątpliwie robi wrażenie i budzi emocje.

  Wanda Kronenberg pochodziła z kosmopolitycznego, zamożnego domu, matka była Włoszką z brytyjskim paszportem, a ojciec Polakiem o żydowskim pochodzeniu. Wybuch wojny w 1939 roku, zastał ich w Warszawie, rujnując dotychczasowe życie i odbierając część majątku. Co się stało z młodą baronówną? Jej życiowa, popisowa rola, dopiero się rozpoczęła. Woli przetrwania miała pod dostatkiem, pewności siebie i sprytu też jej nie brakowało, za to skrupułów, owszem. Bez problemu odnalazła się w zaistniałej rzeczywistości, przebojowa, młoda kobieta, umiała sobie doskonale radzić, wykorzystując atuty urody i intelektu. Mało tego, okazała się dobrym materiałem na agentkę wywiadu, i to nie jednego. Komu służyła, z kim kolaborowała? Tutaj czytelnik może dostać zawrotu głowy i nie raz przeciera oczy ze zdumienia. Prawdę mówiąc - z kim się dało: Gestapo, AK, NKWD... Momentami trudno się połapać, natomiast jej te roszady wychodziły bezbłędnie. Uwodziła, zdradzała, donosiła, manipulowała, posyłała na śmierć, i co istotne, ale i zaskakujące - sama nie dawała się zabić.

  Trzeba przyznać, że autor wykonał benedyktyńską pracę, a nam, finalnie zaserwował całość w bardzo smacznej formie. Losy Wandy tak się plotą, że niosą czytelnika jak najlepsza powieść, trzymająca w napięciu, pełna zwrotów akcji. W jej życiu nudy i banału nie było. To historia, będąca gotowym materiałem na znakomitą, sensacyjną fabułę szpiegowską, o bezwzględnej agentce, niezwykłej kobiecie kameleonie. Trudno oceniać ją jednoznacznie negatywnie, bo prawdziwych motywów jej działań i wielu tajemnic, nie znamy, najpewniej nie poznamy ich nigdy. Jednak nie ma wątpliwości, że była osobą bardzo intrygującą. Czy wyłącznie zepsutą i złą? Z kim grała, przeciw komu i o co? Jak się to wszystko skończyło? Sami się przekonajcie i oceńcie.

niedziela, 25 marca 2018

"TRUPIA FARMA - nowe śledztwa"
Bill Bass, Jon Jefferson
Wydawnictwo Znak literanova
2018

 

 

  Bill Bass, amerykański antropolog sądowy i dziennikarz Jon Jefferson w książce „Trupia farma - nowe śledztwa“, zabierają czytelników w niezwykłą podróż po zakamarkach ludzkiego ciała, mówiąc dokładnie - martwego ciała, a precyzyjniej - kości mają głos. Nie jest to kolejny zawiły kryminał, ani wydumany thriller, to jest coś prawdziwego i czyta się tę publikację z rosnącym zainteresowaniem, w końcu nie od dzisiaj wiadomo, że życie pisze najbardziej zaskakujące, niesamowite wręcz scenariusze. W kolejnych rozdziałach, w przystępnej formie - to niewątpliwie istotny walor, ze swadą i humorem, autorzy snują opowieść o najciekawszych przypadkach z jakimi zetknął się w swojej karierze zawodowej Bass.

  Tytułowa Trupia Farma, t
o Ośrodek Badań Antropologicznych przy Uniwersytecie Tennessee. Na zabezpieczonym terenie, w odpowiednio spreparowanych warunkach, od przeszło trzech dekad trup ściele się gęsto, ale bez obaw - wyłącznie w celach badawczych nad procesem rozkładu ludzkich zwłok. Wnioski z wieloletniej działalności farmy i zgromadzone ogromne bazy danych, stały się istotnym wkładem w rozwój wielu dziedzin, ale przede wszystkim mają ogromny wpływ na postęp nauk sądowych, rozwiązywanie najbardziej skomplikowanych spraw kryminalnych, identyfikację osób zaginionych, ofiar katastrof i kataklizmów. Ośrodek prężnie się rozwija, stale zwiększa swój obszar, gdyż rosnąca sława tego miejsca sprawia, że „chętnych“ ciał przybywa niemal lawinowo, jak żartobliwie stwierdza Bass :

„Ludzie po prostu umierają z niecierpliwości, by trafić na Trupią Farmę“.

  Tajniki antropologii sądowej są fascynujące, współcześni specjaliści osiągają wręcz nieprawdopodobne dla laika rezultaty. Ludzkie szczątki są jak otwarta księga, z której wiele można wyczytać i odkryć rozmaite tajemnice. Trzeba tylko wiedzieć jak odszyfrować te wszystkie znaki, informacje, fragment po fragmencie, kość po kości, by dotrzeć do prawdy, dowiedzieć się kim był zmarły, ile miał lat, skąd pochodził, a nawet kiedy i jak zginął. W przypadku  morderstw, dokładne oględziny mogą ujawnić tropy, które rzucą nowe światło na śledztwo, a w konsekwencji pomogą ująć sprawcę. Z drobiazgów w postaci kilku kości, zębów czy fragmentów czaszki, można zrobić konkretny użytek i to po wielu dziesiątkach, a nawet setkach lat.

  Co podczas identyfikacji pozwala odróżnić bliźnięta jednojajowe? Czy w oparciu o budowę kości łonowych da się określić wiek? Jaką rolę w śledztwie odgrywają muchy plujki? Dlaczego dentysta jest najlepszym przyjacielem techników kryminalistycznych? Jakie sekrety zdradza ukształtowanie czaszki człowieka? Czy spalenie zwłok, to przepis na zbrodnię doskonałą? Na te i wiele innych pytań, znajdziecie odpowiedź sięgając po publikację Bassa i Jeffersona. To, coś nie tylko dla osób interesujących się kryminalistyką, ale dla wszystkich, którzy cenią ciekawe historie, solidną literaturę faktu i mają umysł otwarty na wiedzę. W mojej opinii, wizyta na Trupiej Farmie jest po prostu obowiązkowa.