sobota, 21 lutego 2015

„Cała nadzieja w Paryżu“ Deborah McKinlay
Wydawnictwo Feeria
Wyd. 2014


  Nie będę ukrywać, że trochę się obawiałam co to będzie za lektura, „Cała nadzieja w Paryżu" - tytuł wiele obiecuje, intryguje nawet, ale jak dla mnie jest też nieco złowieszczy, jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało. Paryż - wiadomo, miasto zakochanych, ona i on nawiązują ze sobą korespondencyjną znajomość... Tu się włączył mój sceptycyzm, obawa, że powielony zostanie oklepany schemat romansowy, przesłodzony i przewidywalny, czyli historia nie w moim guście, wszak miłośniczką romansideł nie jestem. Jednak dałam książce szansę i nie żałuję. Przy okazji też nie po raz pierwszy przekonałam się, jak łatwo można się pomylić i dokonać pochopnej oceny...  

  Jack Cooper, pisarz dobiegający pięćdziesiątki, rozwodnik, ciągle dochodzi do siebie po tym, jak ostatnia żona porzuciła go dla kobiety - bibliotekarki z Wisconsin. Nie stroni od męsko - damskich przygód, na ogół dość powierzchownych, sprowadzających się do czystej fizyczności. Jest przez adoratorki niemal rozchwytywany, ale to go wcale nie uszczęśliwia, jest jedynie sposobem na chwilowe zagłuszenie frustracji, wynikającej z  poczucia pustki i niemocy twórczej oraz dojmującej świadomości, że się starzeje. Po drugiej stronie korespondencyjnej nici Eve Petworth, kobieta w średnim wieku, rozwódka, mieszkająca samotnie na brytyjskiej prowincji, ma dorosłą córkę Izzy, która robi karierę w Londynie  i czasem ją odwiedza. Jest jeszcze Virginia, matka Eve, która wprawdzie już nie żyje, ale trudno nie dostrzec, że ma w tej opowieści swoją bardzo istotną rolę. We wspomnieniach jest ciągle żywa i z każdą przeczytaną stroną, dowiadujemy się jak wielki wpływ wywarła na życie córki oraz wnuczki. Wyłania się tu obraz trzech pokoleń kobiet i bardzo skomplikowanych relacji rodzinnych, które odciskają bolesne, destrukcyjne piętno na lata. Wobec tych wszystkich okoliczności, dwoje dojrzałych, nieco pogubionych ludzi, z solidnym bagażem rozmaitych doświadczeń, niespodziewanie, pomimo wszelkich różnic i dzielącego ich oceanu, łączy niezwykła przyjaźń. A wszystko to zaczyna się od książki, krótkiego listu do jej autora i zamiłowania do kuchni...

  „Paryż“ mnie nie rozczarował, choć nie jest to powieść, której akcja trzyma w napięciu czy pędzi w zawrotnym tempie, wcale mi to nie przeszkadzało. Splatają się tu wszystkie ludzkie emocje, radości, smutki, frustracje, pulsują wspomnienia, tęsknoty i rozmaite lęki. Jest też pasja, pełna smaków i aromatów, która jest jak wentyl bezpieczeństwa w samotnej codzienności, stanowi odskocznię i balsam na wszelkie bolączki. Wreszcie tytułowa nadzieja, że bez względu na to ile ma się lat i upadków czy wzlotów za sobą, ile rozczarowań i pogrzebanych marzeń, jeszcze coś dobrego może się wydarzyć - tli się bardzo nieśmiało, ale ciągle jest. Historia opowiedziana jest w lekkiej, momentami nawet dowcipnej formie, a jednocześnie w wielu miejscach zręcznie przemyca niewesołe i nieromantyczne prawdy o życiu, są tu zawarte wszystkie jego smaki, tak jak w kuchni dwojga bohaterów, od łagodnych i słodkawych po bardzo wyraziste i cierpkie. Uważam, że książka warta jest uwagi, coś w sobie ma, jakiś niezaprzeczalny urok, bez nadmiaru lukru i banału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz